wszystkie mysli zdazyly juz wyschnac i wgryzc sie w glowe... a jego ciagle nie bylo... nie mówil co prawda kiedy i czy wróci... ale to ze wróci wydawalo sie na swój sposób oczywiste... nie umawialam sie z nim na jakas okreslona godzine czy nawet dzien... przebywajac posród ludzi nie spotkalam sie z tym, zeby ktos za nim tesknil czy zauwazyl jego nieobecnosc... zaczelam sie nawet zastanawiac czy kiedykolwiek go wogóle zauwazyli... bo przeciez przemieszczajac sie pomiedzy wiekszymi i mniejszymi zamknietymi przestrzeniami, trudno dostrzec cos, co do tych przestrzeni nie nalezy... nie podlegajacego inflacji, z nieokreslona wartoscia na gieldzie... ale kiedy w koncu wrócil... jego kilka chlodnych kropel wystarczylo, zeby swiat stanol na glowie... zeby ludzie chociaz na chwile przestali próbowac wcisnac przyszlosc w ciasne kalendarze...