jadac do domu poganiana wiatrem zza pleców... przemierzalam spocone z przejecia ulice na jeczacym rdza jednosladzie... kiedy nagle na mojim szlaku dni-pracujacych... wpadla na mnie wiosna... na plecach miala numer seryjny, odpowiadajacy mojemu wiekowi... wybiegla z bocznej drogi... nie patrzac przed siebie... wleciala mi przez oko do glowy... wszystko dookola zrobilo kilka fikolkow... do nosa dobijal sie intensywny zapach kropel, które zawiesila mi na kacikach ust... poplatala wszystkie mysli, które zimowymi wieczorami mozolnie zwijalam na szpulke... zawiazala palme na czubku glowy... wyleciala ustami otwartymi chwilowym zdziwnieniem... i pobiegla dalej... nie mowiac przepraszam ani nie podajac powodu swojego pospiechu...