pod moim lózkiem mieszka cien... ów cien wychodzi tylko w cieple, wilgotne wieczory... leniwie przeciaga sie po podlodze... a kiedy zorientuje sie ze ze nie zwracam na niego najmniejszej uwagi, nabiera pewnosci siebie i wylazi na sciane przylegajaca do lózka... delikatnie glaszcze mnie po plecach, wplata palce w roztrzepana czupryne... kradnie mysli, slowa i przecinki... chowa je po kieszeniach i powolutku zlewa sie ze zmierzchem opanowywujacym duszny pokoik na poddaszu... tylko po to zeby z przyjsciem nastepnego dnia przepasc bez sladu...