Czarny Pegaz.
Piękny, kary koń
galopuje po przestworzach.
Wydaje się być zwyczajny,
a jednak jest w nim coś niezwykłego.
Jego śierść lśni, odbija od siebie
blask księżyca.
Koń biegnie.
Soczysta trawa pod jego kopytami
łamie się i usycha,
a kolorowe kwiaty tracą są barwę
i urok.
Ludzie widzą to,
Chcą złapać niszczycielskiego konia,
Zarzucają lassa na jego piękną,
masywną szyję.
Koń czując liny staje dęba,
rży przeraźliwie.
Rżenie to nie brzmi
tak jak brzmiałoby rżenie normalnego konia.
To przypomina bardziej jęk,
krzyk, wołanie i płacz dusz,
Dusz potępionych.
Z grzbietu konia wyrastają czarne skrzydła,
a oczy zmieniają się na dzikie,
czerwone, przepełnione żądzą mordu.
Ludzie krzyczą, uciekają,
na próźno.
Pegaz wbiega między nich,
Słychać krzyk przepełniony
Bólem i cierpieniem.
Ludzie padają bez sił,
Zamykają powieki,
Zasypiają.
By już nigdy się nie obudzić.
Czarny pegaz biegnie dalej,
siejąc śmierć i zniszczenie.
Dobiega do oazy.
Staw jest pełen krwi,
Szkarłatnej, słodkiej krwi.
Koń pije.
Obok niego staje zakapturzona postać,
głaszcze szyję Pegaza kościstą dłonią
i szepcze:
"Tu jesteś, Piekielny Pegazie,
wreszcie Cię znalazłam..."
Pegaz podnosi łeb
i odpowiada:
"Tak moja pani".
Odchodzi ze śmiercią.