Dziś w roli głownej pan Transporter. Bo zabrał mnie na cudowe dwudniowe wakacje, których większość i tak przespaliśmy. I było mi pięknie i dobrze, bez makijażu, pytań, marudzienia (no chyba, że w nocy na łazienkę, do której daleko i ciemno). Z chlebem smarowanym ementalerem, ementalerem albo ementalerem i najlepszymi płatkami-krokodylami z biedronki, które pożerały lwy. Z pomarańczowym zachodem słońca i doskonałymi planami, kóre nie przewidywały gazyty w środku. Z Wolską, jako moją jedyną nadzieją, która tym razem nie zawiadła (ale zapomniała mi powiedzieć, że wszystko będzie miałą na czip). I było tak cudownie. Sielanka, Idylla, Eden, itp. Aż tu nadgle nastał dzień trzeci i wróciliśmy do rzeczywistości. A tu brudne naczynia, nieumuta podłoga, majonez i pytanie czy naprawdę jestem złym człowiekiem.
Dobranoc.