Droga. Biegnąca szybciej niż kiedyś, a wolniej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Prosta, jak ideały co zawsze gdzieś obok. Za szybą codziennych wyborów. Głupich z zasady i pustych do głębi jak słomiana kukła, co ją na wiosnę podpalić, utopić... Kurzą się zasady i niepodważalna tabliczka mnożenia. Dawno już przeterminowana. Teraz my wyznaczamy reguły! Mądrzejsi od Instrukcji Obsługi. Gnamy na oślep przez myśli, co nie nadążają za nami.
Tak zwykły kolor piękna w szaroniebieskie chmury. Z różową raną, którą się zachwycasz. W złudzeniu szaleństwa. Czerwień zachodu budzi lęk niewyrażalny. Wprowadza zgrzyt między ślepca i służebnicę. W obłędzie słyszę galop w nicość. Do bram niepoznanego, a przecież poznane tak piękne. Wytarło się, znudziło.