Kiedy byłem małym dzieckiem
Lubiłem gonić swój cień,
Który uciekał mi radośnie,
Bawił się ze mną tak dzień w dzień.
A teraz skoro dziecięce lata minęły
Rzeczywistości dni szare
Nie tylko moje skrzydła podcięły.
Wówczas, gdy ja z zaciętością
Siłowałem się z kłopotami o lepsze życie,
Mój kompan zabaw zrobił się niemrawy
I powolny całkowicie.
Wzięłem, więc swój cień pod rękę
By szedł przy moim boku,
Poczułem jednak, że ciągnę go siłą,
By mógł dotrzymać mi kroku.
A kiedy życie kolejnego haka podstawiło
Ja ponownie się podniosłem,
Lecz jego już przy mnie nie było.
Gdzieś za mną w tyle pozostał
Jakby to on, a nie ja od życia w kość dostał
Zatem zarzuciłem go sobie na plecy
I niosę swój cień wcale nie dla hecy!