A co tam!
Mogę napisać dla tych statystycznie 45 osób dziennie. Mogę pisać że wakacje, że Lato w Teatrze, że kolczyk, że pogoda ładna. Ale, że pogoda ładna to wszyscy widzą. Że Lato w Teatrze- jeśli 45 statystycznych ma mnie na fejsbuku- też wiedzą. Że kolczyk to może nie wiedzą, ale nie muszą, a i guzik ich to obchodzi.
Pewnie to, co napiszę obchodzi ich równie tyle, co ten guzik, ale jeśli statystyczni są z Wałbrzycha, to będą wiedzieli o co mi chodzi, a może nawet mają tak samo?
Wałbrzych. Nie mogę go znieść. Nie mogę znieść ludzi, którzy mnie w nim otaczają. Nie mogę znieść tego smrodu i tego brudu. Nie mogę znieść tej ciasnoty. Krzyczeć mi się chce, jak codziennie jadę autobusem w towarzystwie anorektycznej, śmierdzącej alkoholem kobiety z licznym i równie zaniedbanym potomstwem, pijaczka z worem puszek, które jedzie oddac na złom, kilku dresów puszczająch głośno muzykę(koniecznie Trzeci Wymiar) i staruszki walczącej niczym w powstaniu o wolne miejsce (koniecznie przodem do kierunku jazdy). Nie znoszę nocnych bijatyk za oknem. Nie znoszę slalomu między psimi gównami na chodniku. Nie znoszę ograniczeń. Nie umiem żyć w tym mieście dniem dzisiejszym. Gdybym to robiła, to trafiłby mnie szlag. Nie znoszę Wałbrzycha za to, że z uporem maniaka próbuję jakoś przyspieszyć czas, który został mi do matury. Byle szybciej. Byle gdzie. Byle dalej stąd. Gdziekolwiek nie pojadę- jest mi tam dobrze. Tylko jedna myśl zawsze to szczęście burzy- kiedyś trzeba tu wrócić. Więc czekam na ten moment, kiedy nie będe musiała tak pomyśleć i będę mogła sobie spokojnie żyć. Gdziekolwiek. Wrocław? Gdańsk? Kraków? Poznań? Katowice?
Otóż NIE, moi państwo! Biedne, górnicze miasteczko na prowincji NIE JEST mainstreamowe