Węgry 2008. Wzięło mnie na wspomnienia, kiedy dodawałam zdjęcia z obozu na naszą obozową klasę na nk ;)
Tu nad Balatonem: Dżoll, Cleo i Karolek ^^
Z butelkami coca-coli w rękach, boże, jaka to była radocha, móc wypić słodką coca-colę po tylu dniach picia tej paskudnej niegazowanej wody! ;)
(w ogóle to ja po tym obozie, tuż po powrocie do domu, zobaczyłam światło elektryczne i pocałowałam pstryczek do włączania światła z okrzykiem 'boże, prąd!!!' xDD)
Ale tęsknię za tym wszystkim. Za brakiem prądu i bieżącej wody, za wielgachnymi robalami i powodziami w namiotach, za Walecznymi Rumakami Szczurka, za moją piosenką 'O Węgrze, co nie mówił po angielsku', która miała 83225 zwrotek, za tym bieganiem dookoła obozu jeśli przeszkadzało się przy posiłku - i za naszą Honorową Rundą wokół obozu pod jego koniec, którą zarządziłam ja z Sharon (pamiętasz, jak się wtedy martwiłyśmy, że nikt z nami nie pobiegnie i narobimy obciachu? ;) A tu obracamy się i cały obóz, i Polacy, i Węgrzy, biegną. To było po prostu piękne.)
Brakuje, brakuje mi tego.
I nawet nosiłabym tą pamiątkową koszulkę, jeśliby Gery nie podpisał mi się na biuście xDDD Oczywiście wtedy, kiedy się podpisywał, to nie miałam jej na sobie, żeby nie było! ;)
Najlepsze 10 dni chyba nie tylko mojego życia, nie, dziewczyny?
Powtarzamy pod koniec czerwca i nie chcę słyszeć, że któraś nie może ;)