no cóż.
wyrzuty sumienia nieco osłabione dzisiejszym pójściem do biblioteki i powolnym startem w kierunku riserczu. aczkolwiek baaaaardzo powolnym...
kocham niedziele, być może pokocham i poniedziałki. a może za jakiś czas każdy dzień będzie w porządku, a nie wypełniony czekaniem.
mama niezadowolona, ciekawe co na to wszystko ojciec. okaże się może wkrótce, jak w niedzielę będę dzwonić do domu. i w sierpniu jak rodzice tu przyjadą.
czekam na czerwiec, rezerwacja lotu w szufladzie ^^
a w międzyczasie czekam na niedzielę. i tak ciągle. bo choć moje duże dziecko czasem mnie wkurza, to jak tu bez niego żyć...