Każdy inaczej widzi garniec złota. Każdy inaczej spostrzega szczęście. Mamy różną wiarę. Dobrze jest wierzyć w cokolwiek. Brak wiary zabija. Najgorszy jest zdecydowanie brak wiary w siebie. Jak nie wierzymy w nas, to już przepadliśmy- nie uwierzymy w nic. Jak przywrócić wiarę? Trzeba chcieć i znaleźć bodziec.
Widziałam koniec tęczy. Nie poszłam szukać złota. Nie można być w życiu zbyt zachłannym- ja mam wszystko. Niech pójdzie ktoś inny.
Wspomniałam już o magii września. Odnoszę wrażenie, że rozbudza on zmysły uśpione wakacjami. Wrzesień jest natchnieniem i nastrojeniem. Rozwija artystyczną część mnie.
W sobotę były moje dwudzieste siódme urodziny. Do niedawna bardzo się bałam tych liczb. Rozpaczałam nad tym, jak wiele życia już uciekło, a jak mało go zostało. Płakałam nad swoim wiekiem, myśląc o tym, jaka jestem już stara i jak czas przelatuje mi między palcami. Aż doszło do mnie, jak kijem w łeb palnęło, że to nie wiek sprawia, że jestem stara. To kurz na moim wariactwie, to kurz na moim szaleństwie i spontaniczności. Po prostu sparciałam. Wpadłam w zły tryb- tryb większości ludzi. Owczy pęd złapał i mnie.
Ostatnie zdjęcia na blogu pochodziły z dwóch sesji z Panną Magdaleną- niesamowitą osobą, która emanuje ciepłem i serdecznością. Magda szukała rudej dziewczyny, ja szukałam bodźca. Osobiście nie jestem narcyzem i nigdy nie robiłam czegoś podobnego. Nawet miałam opory przed wrzucaniem tutaj swoich zdjęć. I to był ten moment, kiedy chcesz zaryzykować, zrobić coś ze sobą, coś odważnego. Tak odważnego- bo trochę mnie to kosztowało odwagi. I wrócę do tego, co już zostało powiedziane- nie możemy obchodzić życia bokiem. Z tych sesji zdjęcia, chodź piękne i robione profesjonalną ręką, są jedynie dodatkiem. Najistoniejsza jest nowa-stara znajomość i zdmuchnięcie ze mnie kurzu, dodanie mi pewności siebie i wiary.
Druga sprawa- zaczęłam znowu rysować. Będę się doszkalać i ćwiczyć. Dostałam od jednego z przyjaciół szkicownik i ołóweczki- nie godzi się, by tego nie używać.
Trzecia sprawa- dzisiaj dostałam bon na warsztaty ceramiczne- kolejna rzecz, którą zawsze chciałam zrobić. Od dziecka chciałam spróbować.
Po czwarte- doceniłam to co mam. Otaczam się naprawdę fantastycznymi ludźmi i warto im czasami o tym powiedzieć :)
Także w końcu nie tylko mówię "idź, tańcz, rysuj, graj i krzycz", tylko sama także sie ruszyłam i już nie tylko mówię, ale i robię. Książki także pochłaniam, nie czytam. Robię wszystko co kocham. Może jedynie gitarę odpuszczę, bo słuchu to ja nie mam... Ale za to zainteresowałam się bardzo słowiańskimi wierzeniami. I powoli zaczynam odwiedzać imprezy o tej tematyce. A i zaczęłam grać w squasha- do następnego złamania pewnie. Ostatnie dwa sezony były tenisowe- fajne, ale jestem daremna w tą grę, squash jakoś lepiej mi wychodzi :)
Podsumowując wakacje- był to ciężki czas. Chyba przeżyłam kryzys tożsamości. Teraz zamierzam zajmować się swoim światem, swoją artystycznością. No i niestety jest to czas, aby bardzo zająć się reperowaniem swojego zdrowia, które ucierpiało przez to wszystko. Ale jak to się mówi- "nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło".
A teraz otuli mnie najdroższa jesień z całą swoją paletą kolorów. Marzą mi się piękne widoki, dobra herbata i dużo zachwytu :)