Jako iż dzisiaj pogoda dopisała, wybrałam się nad jezioro. No i fajnie, woda ciepła i w ogóle ale... czy naprawdę muszą tam być takie tłumy? Czy naprawdę ci ludzie, którzy do wody nawet nie wejdą i tylko leżą na kocu nie mogą opalać się przed blokiem, na podwórku, balkonie? No bo dla mnie to jak ktoś jedzie nad jezioro to dlatego, żeby też popływać. A nie tylko rozwalić się z kocem i gapić się na wodę. Właściwie to wielu osobom przydałoby sie popływać, nie mam nic do osób z lekką nadwagą, ale nie wmawiajcie mi, że wszystkie przypadki otyłości są spowodowane przez chorobę, bo nie uwierzę. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć atrakcyjnych facetów których dziś widziałam, a i tak żaden nie przykuł mojej uwagi dłużej niż na sekundę.
Tak czy siak, fajnie było się powygrzewać. To jest życie, nagrzać się i zaraz hop do ciepłej wody. Aż się Grecja przypomina. Tylko tamtejsze słońce... Było inne. To były jedyne wakacje z których wróciłam opalona, i to jak. Teraz mogę leżeć godzinami na słońcu, bez kremu, i ani się nie opalę, ani nie spalę. Muszę zresztą na słońcu leżeć, bo nawet dziś, przy 30+ stopni, w cieniu było mi.... za zimno. Takie ze mnie dziwne stworzenie.
I dostałam się na zootechnikę. Powitajcie nową studentkę SGGW.