Minęło dwadzieścia siedem dni. Zdążyłam przez ten czas zostać tą wymarzoną laureatką z matematyki. Pokłócić się z rodzicami kilkunastokrotnie. Zgodzić się na ponowne wizyty u psychologa. Przeżyć cudowny tydzień na nartach we Włoszech. Pogubić się po raz kolejny i płakać przy starych zdjęciach.
Chciałabym mieć plan. Sumiennie wypisane punkciki w małym notesiku, do których mogłabym się stosować. Ale boję się że wymażę punkty, z którymi tak mi ciężko, zmuszając się jednocześnie do późniejszej kary. Zupełnie nie wiem jak mam się za to zabrać. Chciałabym czuć się głodna, jednocześnie będąc pełną energii. Chciałabym jeść zdrowo, bez węglowodanów i cukru, jednocześnie nie konając na widok kostki czekolady. Może jakaś konkretna dieta? Dukan? Śródziemnomorska? Tylko jak to zrobic przy rodzicach? To wszystko jest takie kosmicznie dziwne.. toksyczne.
Niedobrze mi.
Nie wiem co u Was, kochane..
BILANS:
płatki- 150
kawa- 200
trochę fasolki - 300
RAZEM: 650 kcal + godzina siłowni + hula hop
Uwielbiam chodzić na siłownię. Chciałabym móc być tam codziennie.
Za dużo chcę.
220 dzień diety.