Ja i Jogobella, z dzisiaj. :) Mam lekkiego garba na tej fott., ale głaskałam wtedy konia. Awww, lubię je! <3
Pojechałam do Rancho. Był właściciel, gadałam z nim. Pytałam o opiekę nad koniem. Ale facet chyba nie ogarnął do końca, o co mi chodzi.. -,-
Chciał jeszcze zobaczyć jak jeżdżę. Dał mi tą klacz, którą widzicie na zdjęciu, Jogobellę. Wysoka ta pani, oj tak. Na początku zrobiłam parę kółek stępem i kłusem na round - penie, jakieś wolty były. Potem facet zaproponował mi, żebym poszła pojeździć na padoku - wzięłam klacz i poszłam. Półtora hektara łąki, dobre miejsce na galopy i co tylko się chce, o ile nie ma tam wtedy innych koni. :P
Koń miękki w pysku i bardzo czuły na łydki. Stęp i galop wygodny, kłus całkiem niezły, ale małe kroki dziewczyna stawia. Wystarczy bardzo lekki kontakt, a koninka bez problemu idzie.
Tylko kiedy jechałyśmy w stronę stajni, za każdym razem próbowała podgalopowywać, i to na zasadzie 'byle szybciej, byle do stajni'. Wtedy przytrzymywałam ją na mocniejszym kontakcie i pozwalałam jedynie stępować, ew. wolno kłusować.Wtedy zrozumiała, że nie wolno tak szaleć i była już spokojna.
Nie robiłyśmy czegoś konkretnego, a raczej starałam się robić tak, żeby lepiej poznać konia, wiedzieć co zrobi w danej sytuacji. Spróbowałam też z ustępowaniem od łydki. Kilka kroków udało nam się przejść, potem nie chciało mi się już jej męczyć, bo było gorąco.
Zaczęła mi świrować i za wszelką cenę iść w stronę stajni, więc dałam jej już spokój - zsiadłam, odprowadziłam do stajni i na tym się skończyło.
Polubiłam Jogę, ale to chyba nie ma przyszłości - właściciel stajni mówił, że sprzedaje to wszystko, chociaż nie chce - po prostu musi. Zostawia sobie tylko konie.
Wszystko dlatego, że ma duży kredyt do spłacenia (który wziął, żeby zbudować Rancho) i nie daje sobie rady. Chyba już niedługo Modrzewiowe Rancho przestanie istnieć. Więc jaki to sens, przywiązywać się na chwilę do tego konia, a za jakiś miesiąc dowiedzieć się, że trzeba z nim skończyć?
Nie warto, tak mi się wydaje. Potem będę tylko tęsknić za tym koniem...
Dzisiaj znowu grzebałam w internecie i znalazłam! *.*
5 km stąd jest stajnia, gdzie mogłabym dojeżdżać nawet rowerem. Bo co to dla mnie 5 km? ;p Stajnia istnieje już od bardzo dawna, właściciele się nie zmienili. Tzn., jakiś czas temu to wszystko objął syn pierwszego właściciela, ale to mimo wszystko ci sami ludzie. Okazuje się, że ten facet to brat takiej nauczycielki z mojej szkoły. xD Chyba pojutrze tam pojadę - szukaj aż znajdziesz! :P
Jest też taka inna stajnia 14 km stąd, tam mają kilka arabów, omnomnom. <3
Nie martwię się - do końca wakacji uda mi się znaleźć konia pod opiekę, mam nadzieję.
A Wy co o tym myślicie?