Z cyklu : Pamiętnik nastolatki cz. 3
Wydawało mi się, że wszystko układa sie pomyślnie, tak jak powinno. Niestety, pomyliłam się. Test pokazał jedną kreskę, to były cudowne minuty mojego szczęścia, które szybko się skończło. On? Pieprzony egoistka, dupek. Co z tego, żę jestem w nim zakochana? Skoro on... On po prostu ma to gdzieś. Wykorzystuje to przeciwko mnie. Dobrze wie, że ja jestem słaba, że to mi nie pomaga. Zmienił się, to prawda. ALe z jakiego człowieka w jakiego? Był pierdolonym lizusem, przychlastem zaliczającym kolejne panienki. Teraz? Teraz zalicza all the time jedną. Zmiana? Chuj, a nie zmiana. Boże, na czym polega prawdziwa miłość? Pierdolenie uczuć drugiego człowieka nie jest miłością, jest zwykłym chamstwem. Podłością. Mam siedemnaście lat. Kocham mężczyznę jedenaście lat starszego. To nie jest w porządku. Powinien być dojrzalszy, powinien rozumieć niesamowitą moc miłości, umieć doceniać to, co los mu dał. Nie potrafi. Gubi się między półkami własnych uczuć i emocji, wykorzystując przy tym moją słabość i naiwność. To nie fair. "Stay strong". Niedawno, bo przecież kilka dni temu to było moje życiowe motto. Teraz? "Pij, ćpaj, pal żeby zapomnieć. Umieraj powoli i cierp. Ponieś konsekwencje swojego czynu, swojego braku odpowiedzialności." O tak, znajomość, którą odnowilam uważam za całkowity brak odpowiedzialności. Czy człowiek dojrzały wchodzi dwa razy do tej samej rzeki? Nie. Można by rzecz: szaleństwo. Oszalałam, o kurwa. Nie czuję nic, nie chcę nic czuć. Chcę zejść z jego drogi. Chcę dać mu swobodę, szczęście. Niech cały mój świat zrobi co zechce. Podobno mnie kocha. Podobno to ja jestem kobietą, z którą chcę się związać do końca życia. Ale to wszystko podobno, jebane pozory. Nie ufam mu, nie wierzę. Nie potrafię. Nie chcę. Nie umiem. Nie jestem gotowa. Nie. To koniec. Boże Ojcze, koniec nas, mnie i życia. Koniec. THE END. Nie chcę umierać, ale wpadam w paranoję. Nie chcę umierać, ale umieram. Moje serce kruszy się jak zwykłe ciastko. Sypie na tysiące kawałeczków, z których nie powstanie już nic. Zdeptane przez bezuczuciowych, bezlitosnych ludzi. Odchodzę? Boże mój i Panie...