Pewnego dnia wszystko się skończyło. Usiadła na krześle i zaczęła rozmyślać. Po co? Po co ma ona żyć? Zdała sobie sprawę, że nie jest już naiwnym dzieciaczkiem, ukochaną wnuczką, kimś komu można bezgranicznie ufać. Zrozumiała, że jest nikim. Ktoś kto kłamie, nie ma prawdziwych przyjaciół- to nikt. Cały czas próbowała być dorosła... Z każdą nową rzeczą spróbowaną w jej życiu uświadamiała sobie, że staje się dorosła.Znajomi myślą tylko o imprezach, a nie o tym co się z nią dzieje. Ona jednak już wie, że nie ma po co żyć. Myśli: "Po co mam się uczyć? Kiedyś i tak skończę szkołę. Będę mieć pracę, może dom i rodzinę, ale i TAK UMRĘ. Może to przyspieszyć?"Wydaje jej się, że im szybciej zaśnie, tym szybciej te męki znikną. Chce się bawić, ale sumienie jej nie pozwala. Chce umrzeć, ale rozum nie pozwala. Chce żyć, ale sama sobie tego zabrania. Więc siedzi dalej i powoli powieki jej opadają. Czuje ciepło... Chciałaby, by było to ciepło czyjegoś ciała, ale jest to jedynie jej kołderka. Ta, którą chciałaby być przykrywana do końca swych dni. Marzy o tym, by ta noc nie miała kresu.Budząc się rano myśli, że Bóg znów kara ją kolejnym dniem nienawiści i spustoszenia. A, co najważniejsze- dniem bez miłości,przyjaźni i ciepła drugiej osoby. Tak mocno chciałaby przestać być samotną chciała wrócić do dawnych chwil.