Dzień dobry,
co tam? u mnie po staremu, tylko wciąż doskwiera myśl o tym, jak bardzo bolesna potrafi być rzeczywistość, jak bardzo inna niż to, co sobie wymyśliłam.
Poświęciłam ostatnie miesiące na realizację celu. Cel został zrealizowany, ale 50%, więc to takie połowiczne zwycięstwo. Takie niesmaczne. Bo spałam po 6 godzin, od listopada, nie miałam wolnego weekendu, wieczór ze znajomymi upływał pod presją tego, co jeszcze zostało do zrobienia. I o 20 w domu, bo...TO na mnie czeka...ale myślałam, spoko, cierpienie jest wynagradzane. I co? nie czuję się spełniona. Gorzej. R. nie pozwala mi mieć destrukcyjnych myśli, więc nie napiszę, że czuję się jak kretyn, ale użyję eufemizmu, że czuję się jakbym była jakaś mało zdolna. Jakbym miała w głowie tylko przeciąg, czarną dziurę, do której wszystko wpada, ale nic z niej już nie wraca. Oczywiście, że możecie się zgodzić;) poczuję się wtedy częścią wspólnoty. Satram się szukać pozytywów, bo przecież w końcu mam TO za sobą, jest to pocieszające, naprawdę.Tylko nie umiem poczuć się pocieszona.
To zdjęcie to nie fotoszop, i to jest przerażające. Nie wiedziałam, że ja tak wyglądam...no dobra, wiem, że mam fryzurę na młodego Jona Bon Joviego;P tak wyglądam, przestraszona, przerażona i zdewastowana. Może powinnam była zatuszować przynajmniej te rysy od płaczu, ale po co, skoro i tak wyjdą?
Ogólnie jestem optymistką, prawda, więc się nie poddaję, bo już to zrobiłam...
Pozytywem jest to, że codziennie rano budzę się obok Ciebie, zasypiam z głową wtuloną w Twoje ramię, to, że mi robisz śniadanie, a ja Tobie kolację, do tego wspólnie to wszystko pałaszujemy:)Pozytywem jest to, że nawet jak mam na nosie okulary, na sobie dres, na twarzy pryszcze to Ty się rozczulasz i mówisz, że jestem taka śliczna. Nie wiem, co Ty bierzesz, ale nie przestawaj;) a najfajniejsze jest, że mamy wspólne poczucie humoru:) Tak, cierpienie jest wynagradzane. Dziękuję:)