No i jestem. Uf. Po wszystkim. Dałam radę. Jestem silna. I bardzo się cieszę, że to już koniec. Że się zaczęło i tak szybko się skończyło. I jestem wolna. I nic mnie nie trzyma. Nie czuję psychicznego przymusu. Mogę zająć się sobą. I właśnie to robię.
Wczoraj rozpoczęłam w pracy nad sobą Terapię poznawczo-behawioralną. Chcę być lepsza, chcę żyć na większym luzie. Bardzo mi się to podoba, bardzo to jest ciekawe i wydaje się, że naprawdę warto.
Jedno jest pewne - odżyłam i nie mam zamiaru wracać do teog co było.
W następny weekend wybieram się do Warszawy. Oderwę się od Krakowa i nie będzie to Opoczno, więc zawsze jakaś zmiana. Będę jechała pociągiem, a bardzo lubię podróżować w ten sposób, bo poczytam sobie książkę i posłucham muzyki. Odprężę się. Potem 2 dni z rodziną i dzieciątkiem, które pewnie nawet nie pamięta kim ja dla niego jestem :P Słabo. Miejmy nadzieję, że teraz mnie sobie zapamięta :D
Tymczasem mamy poniedziałek, w sobotę skończyłam pracę (były targi). Coraz większe zniechęcenie mnie ogarnia. I to już tak na poważnie. Poważnie się wypaliłam i już chyba nic nie mogę z tym zrobić.
No i muszę zacząć lepiej szukać. I coś w końcu znaleźć, nie ma o czym mówić.
I wierzyć w siebie lepiej niż do tej pory.