Dokąd iść, gdy nie ma gdzie iść? Jestem zmęczony zapominaniem, słowami, myślami. Wszystko się odrealniło, głowy w imadłach, sny wymuszone chemią organiczną ( a w snach brak naboi i pocałunki), co robić dalej, i to wszystko bez wytłumaczeń...Pam pam. Szaleństwo jak grawitacja. Dobrze wiem co będzie dalej. Nie podoba mi się to kim muszę się stać. Napięcie powierzchniowe. Czuję się jak kartka z której ktoś losowo powyrywał słowa i próbuje zacząć układać z nich sensowną opowieść. Trochę jak życie, ale nie do końca. Trochę jak oddychanie, ale też nie do końca. Nie mylę się co do siebie. Nigdy. Dobrze wiedzieć kim jestem/się stanę/nie jestem. Znów wszystko leży, rozpada się, wyłażą przez uszy spopielone resztki obrazów jak treść żołądkowa. Tak naprawdę w życiu nie zapomina się tylko paru spraw. Trzeba się jakoś uprościć, upośledzić, zignorować siebie, żeby móc wstać. Tylko po cholerę wstawać?
Chcę, chcę, chcę, chcę...
"Chcę uciec albo umrzeć albo się rozjebać. Chcę być ślepy i nie mieć serca. Chcę się wczołgać do dziury i nigdy nie wyjść. Chcę zmieść swoje istnienie z powierzchni ziemi. z powierzchni jebanej ziemi. Biorę głęboki oddech"
"Widzę cień wygląda jakby się poruszał. Widzę kolejny. Nienawidzę tego"
"Witamy w Sawyer
Dzięki
To dobre miejsce.
Chcę wyjść
Tu wydobrzejesz
Uciec
Zaufaj mi, ja to wiem
Rozjebać sie
Jasne
Zdechnąć"
"Milion Małych Kawałków" J. Frey
"Jest 2:19 03 października 2010. Popełniłem karygodny, monstrualny błąd i nie wiem jeszcze jak uciec, ale się dowiem. Spróbuję spać" Wpis do dziennika
Muszę używać słów, gdy do Ciebie mówię.
Koniec. Dziękuję za uwagę.