hmm, jak dawno mnie tutaj nie było...
aż nie wiem, od czego mam zacząć, bo czasu niewiele, a myśli w głowie pełno.
nie pisałam, bo założyłam fejsa, a jak się ma fejsa to się nie ma czasu ani ambicji blogować.
mogłam go jednak nie zakładać. ale teraz już przecież nie będę kasować ;P
Szwecja była cudowna jak zwykle, spędziłam u moich siostrzyczek wspaniałe dwa tygodnie od 14. do 24. lutego :]
Walentynki z Kamilem obeszliśmy dzień przed, przyszedł z różą i było słodko...
na promie siedziałam na internecie (szok, był! i się ucieszyłam ;p), a szwagier spał.
ja nie mogłam zasnąć z emocji ani w aucie ani statku :]
na miejscu mieszkałam raz u Doroty, a raz u Moniki, bo inaczej dzieci byłyby zazdrosne ;)
zobaczyłam swoje nowe małe siostrzeniczki :)
spędziłam czas z siostrami, szwagrami, i ich kochanymi dzieciakami
polubiłam psy, dzięki wspaniałym zwierzakom: Migdałowi i Killerowi.
mam kilka nowych ciuszków kupionych w okazyjnych cenach i kilka rzeczy od sióstr :)
a w drodze powrotnej nie było już internetu.
"żal."
no a teraz byłam w szkole w zeszłym tygodniu, a w tym pomagałam trochę Kamilowi a trochę cieszyłam się domem.
a dziś... dziś była przepiękna pogoda. ciepło i jakieś 10 stopni - to jest to, co tygryski llllubią!!!
no i Kamil pierwszy raz zrobił prawdziwy obiad!
przepyszne było, tylko że za dobre jak dla ludzi, którzy powinni się odchudzać xD
a jutro do kościoła, pierwszy raz od b. dawna...
[tu chora byłam, tu Szwecja, tu szkoła
stęskniłam się za zborem, bardzooo!]
...i spędzimy trochę czasu z Bogiem.
i potem rodzinny obiad :)
tak się cieszę z tego ślubu za 4 miesiące!!!
jest pięknie, nie zawsze różowo, ale mamy tę pewność, że "na zawsze i na wieczność".
kochaj mnie mimo wszystko.