po co w ogóle jest coś takiego jak uczucia? według mnie jest to kompletnie niepotrzebne. to tylko przysporza nam kłopotów, problemów i zmartwień. w zasadzie jeżeli nie byłoby uczuć, nie byłoby nas. cała idea człowieka skupia się w jego umyśle. żeby żyć, trzeba czuć. ale co to za życie skoro na każdym kroku dostajemy od niego po dupie? skoro nieustannie zatracamy się w czymś tylko po to, żeby zaraz zostać wyrwanym z tego pięknego, melancholijnego snu i powrócić do zmartwień dnia wczorajszego. może jeszcze nie czas żebym to zrozumiała. może jest to zbyt szerokie pojęcie jak na mój nastoletni umysł? nie wiem, i tu tkwi największy problem. NIE WIEM i NIE ROZUMIEM [świata].

ktoś jest w stanie mnie stąd zabrać? już? teraz? natychmiast?