Opowiadanie: 6
Nie mogła się ruszyć. Tak bardzo bolała ją kostka, że co chwila jęczała, gdy naruszyła bolącą kość. Bała się bardzo. Jak nigdy przedtem. Przecież nikt mnie tu nie znajdzie - panikowała - nikt nawet nie wiem, że wyjechałam z Sunshine. Nagle gdzieś nad jej głową przeleciał orzeł skrzecząc donośnie, a z lasu dobiegały ją odgłosy przerażającej natury. Leciutki szmer powodował, że podskakiwała. Siedząc na suchej trawie, myślała tylko, że z lasu coś zaraz wyjdzie i...będzie po niej! Nagle usłyszała tętent kopyt co spowodowało ogromną wręcz ulgę.
- Shelby?! Shleby jesteś tu?! - usłyszała krzyk Craiga.
- Jestem tutaj! - krzyknęła na całe gardło.
Koń i jego właściciel szybko zbliżyli się do miejsca, w którym leżała. Blondyn zeskoczył z wierzchowca i uklęknął przy poszkodowanej. Próbował ją podnieść, ale tylko syknęła z bólu.
- Moja kostka...
- Spokojnie. Zaraz zabiorę cię do domu. Opatrzymy ci to. - szeptał uspokajająco.
Delikatnie ją podniósł, nadal mówiąc do niej cicho i łagodnie. Powoli się uspokajała. Craig powoli usadził dziewczynę na koniu, po czym sam na niego wskoczył. Złapał wodze i powolutku nakierował konia w stronę domu.
Shleby była taka szczęśliwa, że zaraz znajdzie się w miejscu ciepłym i bezpiecznym, że nie myślała o tym, że ten opryskliwy facet trzyma ją w ramionach. Było jej bardzo miło. Czuła się bezpiecznie i tak...dobrze. To ją otrzeźwiło. Ostatni chłopak, który doprowadził ją do tego stanu okazał się zwykłym...
- Jesteśmy na miejscu. - oświadczył Craig.
Zsiadł z konia, po czym wyciągnął ręce, aby ją ściągnąć. Z wielką niechęcią pozwoliła sobie pomóc. Nie chciała z nim dłużej utrzymywać kontaktu. Fizycznego ani żadnego innego. Niestety, z tą poranioną kostką nie mogła chodzić, więc chłopak musiał zanieść ją do domu. Gdy zaniepokojona do granic możliwości babcia ujrzała swą ukochaną wnuczkę, aż pisnęła z ulgą. Chwilę później już krzątała się obok pokrzywdzonej, która leżała na kanapie.
- Co ci strzeliło do łowy, żeby jeździć samej na koniu, dziecko drogie? - pytała, układając jej poduszki pod kostką.
- Chciałam obejrzeć zachód słońca. - mruknęła.
Spod przymkniętych powiek spojrzała na mężczyznę siedzącego w fotelu naprzeciw. Przyglądał się jej z niepokojem. Czemu on się o nią martwi? Pozwoliła mu na to? - myślała zupełnie jak rozkapryszone dziecko.
- Czas dorosnąć. - mruknęła cicho.
- Mówiłaś coś kochanie? - zapytała babcia.
- Nie, nie nic. - powiedziała szybko.
- Pójdę przygotować ci kolację. - powiedziała kobieta i ruszyła do drzwi.
- A gdzie dziadek? - zawołała za nią, ale babcia wyszła już z salou.
- Zaraz wróci. Wystrzeliłem racę, ze cię znalazłem. Wszyscy pracownicy pojechali cię szukać. - powiedział. - Co ty sobie wyobrażałaś? Wszyscy sie o ciebie martwili. Twoja babcia odchodziła od zmysłów. - mówił z wyrzutem.
- Przepraszam. - powiedziała.
Zdziwił się. Ona go przeprasza? Za co? Może za to, że on sam był przerażony, gdy spostrzegł, że Sunshine wraca sama od strony wzgórza?
Ona również sie zdziwiła. Ta wieś działa na nią łagodząco. Do tej pory nikogo pnie przepraszała.
- W porządku. Ale nigdy więcej ie jeździj, bez osoby towarzyszącej. Albo bierz mnie narowistą klacz. - uśmiechnął się leciutko.
Odwróciła wzrok. zaczynała czuć sympatię do tego nigrzeczego faceta. I za to siebie zaczynała nie lubić. Ku jej wielkiej uldze wróciła babcia z taca pełną smakołyków.
Shelby zaczęła się zajadać, gdy w pewnym momencie drzwi od domu huknęły.
- Jest? Jest w domu?! - mówił zaniepokojony dziadek.
- Jestem dziadku! Przepraszam, że Was przestraszyłam, ja po prostu... - zaczęła się tłumaczyć, przy okazji znowu przepraszając.
Urwała ponieważ dziadek podbiegł do niej i mocno ją przytulił. Dobrze, że odstawiła tace na stolik, bo oboje by się umorusali.
- Co z tego, że się martwiliśmy. Ważne, że nic ci nie jest kochanie. - mówił.
Shelby czułą łzy zbierające się pod powiekami. Dziadek tak bardzo się o nią martwił. Tak bardzo go kochała. I jego i babcię. Dziadziuś zawsze był dla niej bratnią duszą. Gdy mama i babcia martwiły się, że gdy podejdzie do kozy ta ją zacznie gonić, dziadek brał ją za rączkę i razem z nią głaskał zwierzę. On zawsze w nią wierzył. Całkowicie i bezgranicznie. Tak bardzo ją to w tym momencie wzruszyło, że aż przeraziło.
- Eddie, daj małej zjeść. - powiedziała wzruszona babcia.
- Tak, masz rację. - wstał i uśmiechnął się szeroko.
Och..jak bardzo chciała odpowiedzieć ty samym. Pokazać, że kocha! Ale nie mogła. Bo znowu zostałaby zraniona.
Dziadkowie wyszli z salonu, a Craig tylko na nią patrzył.
- Co się gapisz? - zapytała niegrzecznie.
- Wiesz...jesteś śliczną dziewczyną. - powiedział w zamyśleniu.
Shelby po raz pierwszy od swojej przemiany doznała szoku...
I jak ? podoba się :D ?
WYSYŁAJCIE OPOWIADANIA NA: [email protected]
Chciecie opowiadanie wymyślone przeze mnie ?? :>
Olaa . :D
Inni zdjęcia: dream artsidus... itaaan... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24:) dorcia2700... maxima24