Miłość, tak? Znam cię, nie z opowiadań, nie z nieszczęśliwych książek o nieszcześliwej miłości. I nie było tej miłości gdy miała być. Gdy wybuchały fajerwerki, gdy kot lizał się po mostku, gdy paliła się zawartość patelni, gdy w histerii krzyk. Ciężko zrozumieć mi coś niewyleczonego a pisać nowy rozdział próbując zmienić treść poprzedniego. Każdy chyba pamięta jaką książkę czytał, nie chcąc jej zmieniać, była dobra. Coś niewyleczonego zawsze wraca. I boli bardziej. Chyba, ze obecna faktycznie bierze całego. Boli mnie obojętność, nie w tym w czym tkwiłam jeszcze wczoraj ale obojętność ludzka. Obojętność wobec dwóch osób które po "wszystkim" stają się sobie bardziej obce niż zanim stworzyły coś. To tak jakby ta osoba umarła, no bo przecież nie istnieje w moim świecie, przy moim stole jest jedno krzesło mniej. To trochę materialistyczne traktowanie. U mnie dobrze, dopijam zieloną kawę, dopalam papierosa. Bawię się świetnie w świecie którego nie dzielę z nikim, bez tych wszystkich pierdół które fakt faktem są miłe, bez afiszu na facebooku, bez kłótni tylko z książką na udach. Ludzie lubią się chwalić, nie wiedząc do końca czym, biorąc kota w worku. Taka nasza natura, lubimy się pokazywać. Między ludźmi. Zacznie być wstyd. Owacje.