Była wiecznie taka sama. Niby niewidoczna, normalna, szara, a jednak zawsze była. Wielu ludzi niezuważało jej, bo przeciez jak można zauważyć coś tak mało istotnego. Dopiero gdy zaczeli odczuwać jej brak, obudzili się.
Gdzie jest miłość? Co się z nią stało? Czmeu jej nie ma?
Otóż miłość nadal była. Przez ten cały czas tkwiła zamknięta jakaby w niewidzialnej klatce, była niewolnicą każego z nas. Była, owszem ale co z tego? Każdy człowiek żyjący rzekomo"bez niej" tkwił w przekonaniu, że jej nie ma, więc jak tu rozmawiać o miłości? Czy jest jakikolwiek sens, by wypowiadać się na temat tego, czego się nigdy nie doświadczyło? Miłość, wystarczyło tylko wyciągnąć ręce, ona sama by przyszła. A my? Dotykając ją tylko opuszkami, rozwodziliśmy się na jej temat. Świat szaleje, a ludzi ogarnia niepokój, czemu? Ja Ci odpowiem na to pytanie, lecz Ty nigdy nie znajdziesz w tym sensu, a czemu?
Bo miłość istnieje, kochanie. Ty możesz jedynie nadal zatracać się w sobie. Tkwij w przekonaniu, że jej nie ma, a ona po cichutku zdejmie obcasy i małymi kroczkami nauczy Cię kochać.