Śmieszna jestem. Żałosna. Tak jak ten świat pełen niespodzianek. Tajemnic. Jak puste naczynie. Lub melodia. Taka nieuchwytna. Niezwykła, a jednak... najzwyczajniejsza. Dziwne. Głupie. Ale co nam zostało oprócz głupoty i niejasności? Gdzie prawda, piękno, miłość? W ludziach? Oj, nie sądzę... Tak, jestem niedoskonała. Jak wszystko. Wszędzie. Zawsze. Jest tylko jedna doskonała Istota. Ale ona broni swej wyjątkowości. Daje nam tylko marzenia. Ułudę. I lustro, w którym dostrzegam siebie - pełną lęków istotę, której tyle brakuje. Zabawne. Maczki na kartce pozwalają mi się oderwać. Zapomnieć. Dają sekundę... właśnie - czego? Wytchnienia? Co one dają? To Coś... Nawet nazwać tego nie mogę. Po prostu to uczucie. Wrażenie zjednoczenia. A później ból. Przejmujący. I pustkę. Dlaczego ja, istota niby rozumna, widzę tylko ciemność? Żadnej drogi, celu, przyjaznej ręki. Nic. I błądzę. Taka samotna. Zagubiona. Nic nie rozumiejąca. A jednak... Wierzę, że w jakimś celu zostałam stworzona. Jak każdy. Tylko, w jakim? Czy ja ograniczona, tępa, mogę być komuś potrzebna? Mam taką nadzieję. Żywię się nią. Bo - może - posiadam jakieś światło? Taką własną iskierkę, która każe mi dalej szukać. Nie poddawać się. Zrobić kolejny krok. I jeszcze jeden. I jeszcze. I patrzeć na cierpienia. Ból innych. Pocieszać i wierzyć, że w końcu będzie dobrze. Musi. I śnić. Śnić o miłości, zrozumieniu, pięknie. I iść. Ciągle. Zawsze. I wszędzie.