My savior
część 34
Ja mam kryzys permanentny. Jestem typem depresyjnym, trudno jest mi się cieszyć z czegokolwiek, widzę świat w ciemnych barwach. Jest fajnie, bo pijemy herbatę, gadamy, jest ładna pogoda, ale mam w sobie czarną dziurę, która cały czas promieniuje. Jak każdy zneurotyzowany typ przeżywam momenty euforii. Im większa euforia, tym potem większy dół. Taka sinusoida, bez równowagi.
Kiedy rano wychodzimy z vana, wszyscy spoglądają w naszą stronę.
-A więc to tak?- Cam wstaje z ziemi i krzyżuje ramiona. My Mamy spać w zimnych, niewygodnych namiotach, a wy na miękkich kanapach?
Wzruszam tylko ramionami. No serio, moja wina, że nikt na to nie wpadł? Chociaż może rzeczywiście to niezbyt sprawiedliwe.
-Chwila moment...- zaczyna Luke, ale od razu rzucam mu klucze, które łapie.
-Wybacz.
Mam nadzieję, ze nikt nie zwróci zbytniej uwagi na mój idiotyczny uśmieszek, którego nie mogę powstrzymać. Alex najwyraźniej ma to samo. No cóż, do późna nie spaliśmy&
Idę do naszego namiotu i wyciągam z torby telefon. Zero nieodebranych połączeń, jedna wiadomość od Bena.
Masz dzisiaj czas?
Nie ma mnie w mieście, ale dzisiaj wracamy. Jeszcze zadzwonię.
Po dosłownie kilku sekundach dostaję odpowiedź.
Przepraszam, ale jacy MY???
Nie wiem co odpisać, więc odkładam telefon. Opieram brodę na kolanie. W sumie, nie spodziewałam się żadnej niespodzianki, ale nikt nie dostrzegł mojej nieobecności? Nawet moja matka? To przykre, ale taka właśnie jest prawda.
Od razu po bardzo późnym śniadaniu, zaczynamy się pakować. Szybko zleciało, zbyt szybko. Może pomysł w ucieczką nie był taki zły. Tak właściwie to, kim bym była, gdybym nie była Marcie Cheshire? Na pewno kimś lepszym, odważniejszym, pewnym siebie, pełnym siły.
Nie chcę być dziewczynką, którą można wykorzystywać, za którą trzeba wszystko robić i bać się, że zrobi kolejną głupotę. Którą Carter może rzucić o podłogę i zrobić co będzie chciał. Nie- mówię sobie, kiedy wkładam swój śpiwór do vana. Powinnam brać sprawy w swoje ręce. I tego dupka też.
-Pomóc ci z tym?
Otrząsam się i patrzę na Alexa. Wskazuje na namiot, który próbuję złożyć.
-Nie.- reaguję o wiele zbyt ostro. Staram się wymusić delikatny uśmiech i powtarzam.- Nie, dzięki. Sama sobie poradzę.
-Jasne, że tak.- odpowiada i też się do mnie uśmiecha.
Przez całą drogę powrotną siedzę na tyle ze skrzyżowanymi ramionami i słuchawkami w uszach, chociaż wcale nie słucham żadnej muzyki. Nie chcę, żeby inni coś do mnie mówili. Za to ja przysłuchuję się, jak się śmieją, opowiadając różne historie.
Czuję w brzuchu ucisk, kiedy myślę o tym, co mnie czeka w domu. Jedno wciąż tłucze mi się po głowie. Carter, Carter, CARTER. Jesteś moja, pamiętaj. Zaczynam nerwowo skubać paznokcie. Myślę o czymś innym, żeby się uspokoić. Wyobrażam sobie, jak Carter stoi przy krawędzi góry, tak jak wtedy Cam. Podchodzę do niego z wielkim uśmiechem na twarzy. Odwraca się, a wtedy popycham go, krzycząc najgłośniej, jak mogę. Obserwuję, jak leci w dół, bez końca. Odbija się od skał, łamiąc wszystkie kości. A potem, jego ciało, nieruchome, z pustką w oczach. Tak, to bardzo uspokajająca wizja.
Wróciliśmy znacznie szybciej, niż jechaliśmy na miejsce. Z niemałym żalem, żegnamy się z całą trójką.
-Trochę pyskata ta twoja mała. -mówi Cam do Alexa.- Ale w sumie, do zniesienia.
-Nawzajem.- odpowiadam i obejmuję go krótko.- Trzymaj się, Cam.
Idziemy na parking, gdzie Alex zostawił swoje auto i wsiadamy do niego.
-Jak się czujesz?- pyta mnie, zapinając swój pas.
-Chyba łatwo się domyślić.- rzucam.
Opadam na oparcie fotela z głośnym westchnięciem.
-Więc pewnie nie chcesz rozmawiać ooo... ym... -przerywa, kiedy widzi moją minę. Nieważne.
Wyjeżdżamy z parkingu. Jadąc do mojego domu, mam wrażenie, jakbym po raz pierwszy była w tym samochodzie, cała mokra, wracając z fatalnej imprezy. Czuję się mniej więcej tak, jak wtedy. Po prostu nie chcę być sobą.
Docieramy w zupełnej ciszy. Zaczynam zbierać swoje rzeczy.
-Marcie.- mruczy Alex, przejeżdżając palcami po moim ramieniu.
-Co?- syczę.
-Nie wiem. Nie wiem, co mam ci powiedzieć, żebyś przestała się tak martwić.
-No to nie mów nic. I tak by nie podziałało.
Najwyraźniej się poddaje, bo zabiera rękę i odwraca wzrok.
-Wiesz, mogłabyś przestać patrzeć na wszystko tak pesymistycznie. Przecież to nic, że wyjazd się skończył. Pojedziemy na następny.
Przeczesuję włosy palcami. Czuję, że jestem krok od wybuchnięcia.
-Nie chodzi mi już o ten cholerny camping, Alex. Wydaje mi się, że nie mam powodu, żeby się cieszyć. Wszystko jest źle!- podnoszę głos niemal do krzyku.
Alex patrzy na mnie wyzywająco. Widzę, że też ma ochotę coś mi wykrzyczeń w twarz, ale zasłania usta palcami. Wlepia wzrok przed siebie. Przez chwilę w powietrzu między nami unosi się nieprzyjemne napięcie.
-Marcie?- odzywa się chłopak i wskazuje na coś palcem.
Wodę wzrokiem w tamtym kierunku. Jest tuż przed drzwiami. Stoi wbity wielki znak NA SPRZEDAŻ. Czuję, jak oblewa mnie fala gorąca. Odwracam od niego twarz. Patrzę na Alexa ze łzami w oczach.
-Mogłabym dzisiaj u ciebie zanocować?- pytam.
Inni zdjęcia: Wy tam na wsi też działajcie bluebird11Służba i codzienność pamietnikpotwora:) dorcia2700... maxima24... maxima24aujourd'hui quen... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24