My Savior
część 31
Przyglądam się, jak Cam próbuje rozgryźć skomplikowaną budowę namiotu. Już trzeci raz czyta instrukcję obsługi.
-Lepiej się pośpiesz z budową tego pięciogwiazdkowego hotelu, bo nie skończysz przed zmrokiem!- krzyczę w jego stronę.
Widzę, jak ze złością mamrocze coś do siebie i ciska instrukcją w ziemię. Śmieję się cicho.
Zostawiam go w spokoju i przechodzę koło dwóch namiotów, rozstawionych od godziny. W środku są nasze śpiwory. Nie przemyślałam konieczności spania z jeszcze jedną osobą. I oczywiście będzie nią Alex. Nie wiem, czy powinnam się krępować. Przecież nie będzie się do mnie dobierał. Nie teraz. Z resztą, nie taki z niego typ. Nie tknie mnie, dopóki mu na to nie pozwolę.
Staję na jednej z trzech skał, które tu stoją. Rozglądam się dookoła. Rozstawiliśmy się tuż przy niewielkim jeziorze. A po za tym, otaczają nas same drzewa. Las, cichy, nieznany, trochę straszny. Jedyne co słyszę to szum liści i kroki, zbliżającego się do mnie Alexa.
-No, bardzo tu przytulnie- mówię, chowając ręce do kieszeni kurtki. Robi się chłodno.
-Rzeczywiście, latem jest o wiele przyjemniej. odpowiada.
-Nie wątpię. Brakuje tylko psychopaty z siekierą i mamy historię, jak z horroru. A i dlaczego śpimy w namiotach? wskazuję palcem drewniany domek, jakieś dwadzieścia metrów od nas.
-Bo zawsze przyjeżdżaliśmy tu właśnie latem lub wiosną, a wtedy wszyscy chcieli spać na zewnątrz. Nie mieliśmy powodów, żeby do niego wchodzić, więc od bardzo dawna nikt w nim nie sprzątał. Wolę nie zgadywać, jakie zwierzątka zamieszkały w środku.
Kiwam głową i wzdycham. No i mam moje piękne ferie.
-Nawet nie będziemy mogli wejść do jeziora.
Patrzymy na mętną, szarą wodę.
-No coś ty! Pewnie jest cieplutka. Chcesz sprawdzić?
Momentalnie chłopak przewiesza mnie sobie przez ramię i idzie w stronę wody. Zaczynam się kręcić i machać nogami.
-Nie! Nienienie. Alex, puść mnie. ALEX! Jeżeli mnie wrzucisz, to cię zabiję! Przysięgam!
Słyszę głośny śmiech jego i Cama. Kiedy jest krok od jeziora, stawia mnie na ziemię.
-Spokojnie, chciałem cię tylko trochę rozbawić!- mówi nadal się śmiejąc.
-Och, wielkie dzięki, za takie rozrywki!
Odchodzę od wody, zanim przyjdzie mu do głowy gorszy pomysł. Krzyżuję ramiona i jeszcze raz przyglądam się wszystkiemu sceptycznie. Alex widząc moją minę, podchodzi od tyłu i obejmuje mnie w pasie.
-Będzie dobrze, obiecuję.- mówi cicho.
Kładę dłoń na jego ręce. Nie chcę, żeby czuł się winny, bo mi się coś nie podoba.
-Jesteśmy razem. Już jest bardzo dobrze.
Obraca mnie, żebyśmy stanęli twarzą w twarz. Nagle czuję w powietrzu to dziwne, ciężkie coś, jak spadek ciśnienia przed burzą. Odruchowo zamykam oczy, kiedy nachyla się i miękko całuje mnie w usta. Ból w wardze znowu o sobie przypomina, ale nie odsuwam się.
-Kurdę, ja tu jestem, tak? Idźcie wymieniać się śliną gdzie indziej.- słyszymy głos Cama.
Alex odwraca się do niego.
-Cam, zajmij się tym cholernym namiotem.- mówi z wyrzutem.
-Wystarczą nam już jedne gołąbeczki, które z niewiadomych przyczyn, zniknęły razem w lesie.
Jak na komendę, spomiędzy drzew wychodzą Luke i Gina. Dziewczyna zaczyna chichotać i poprawia źle zapięte guziki koszuli.
-Dobra towarzystwo- odzywa się Luke, któremu lepiej wychodzi udawanie, że byli tylko na spacerku- trzeba by już zacząć rozpalać to ognisko.
Zrobiło się znacznie szybciej ciemno, niż u nas w mieście. Jest za to jedna rzecz, która nam to wynagradza. Gwizdy. Całe niebo pokryte setkami świecących kropek, jak rozsypany brokat. Jestem pewna, że taki widok nigdy nikomu by się nie znudził. Czuję, jak coś miękkiego dotyka moich ust. Opuszczam wzrok na Alexa. Trzyma piankę, którą przypiekł nad ogniskiem.
-Spróbuj.- mówi.
-A co, boisz się, że jest zatruta i wolisz sprawdzić na mnie?- unoszę brew.
Otwieram usta i jem piankę. Jest pyszna. Opieram głowę o zimny kamiń i wbijam wzrok w płomienie ogniska. Zastanawiam się, czy chłopacy nie rozpalili go zbyt blisko lasu, ale jak na razie nic nie podpaliliśmy. No, może oprócz spodni Cama, który koniecznie chciał nam pokazać, jak skacze przez ogień. Hm, chyba znalazłam kogoś głupszego ode mnie. Ale jest milej, niż się spodziewałam.
Moja myśli mkną w stronę Alexa. Do jego silnych ramion i pocieszających słów. Mam ochotę wstać i usiąść obok niego. Chcę przy nim być, bo wtedy zawsze jest choć trochę lepiej.
Przyglądam mu się. Każdemu ruchowi mięśni jego twarzy, kiedy mówi coś Camowi. Kim jestem wobec kogoś takiego?- przychodzi mi na myśl. Kogoś, kto przygarnął mnie zziębniętą i mokrą, bez żadnych pytań. Kogoś, kto wysłuchał całej mojej żałosnej opowieści i nadal chce mieć ze mną cokolwiek wspólnego. Kogoś, kto ochrania mnie przed innymi i przede mną samą. Kim jestem wobec Alexa, który ma w swoich czekoladowych oczach więcej dobra, niż doświadczyłam przez całe życie? Chciałabym być lepsza. Dla Alexa, ale nie tylko.
Chciałabym być osobą, na którą można byłoby spojrzeć i powiedzieć "Kocham ją".
Wakacje. Jezu, nareszcie. miłość