Mimo wszystko cz. 71 cd.
- Nie prosiłem cię, żebyś przy niej ślęczał do rana - cedzę przez zaciśnięte zęby, choć doskonale wiem, że zostawienie jej samej mogłoby mieć bardzo poważne skutki i David również o tym wiedział. Uratował mi tyłek, zresztą nie po raz pierwszy, a ja znowu zachowuję się jak skończony skurwiel. Nie stać mnie nawet na najprostsze dziękuję. Cholera...
David parska, kręcąc głową z rezygnacją. Spuszcza głowę i wzdycha, pocierając zmęczoną od niewyspania twarz.
Jestem dupkiem do kwadratu. Jest na nogach pewnie tak długo, jak ja. Widać to po nim jak cholera.
- Wiesz co, dupku? - odzywa się w końcu, po krótkiej chwili milczenia - jesteś moim bratem z innej matki i kocham cię, ale jeśli nie pozbierasz się do kupy i nie przestaniesz zachowywać jak samolubny skurwiel, stracisz nie tylko Audrey...
Z tymi słowami odwraca się i wychodzi.
- Kurwa! - wykrzykuję, uderzając pięścią w ścianę. W tej samej sekundzie czuję przeszywający ból i dociskam bolącą dłoń do klatki piersiowej - kurwa - powtarzam i idę do sali, w której znajduje się bar.
W pierwszej chwili zauważam barmana. Siedzi przy barze i klika coś na laptopie. Podnosi głowę, kiedy słyszy, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Mimo wkurwienia, czającego się w jego brązowych oczach, jest zadziwiająco spokojny. Zgaduję, że David zdążył wypisać kilka czeków, by kupić jego cierpliwość. Kolejny punkt dla niego.
Amandę dostrzegam chwilę później. Rzeczywiście przykuła się do metalowej nogi od baru. Siedzi skulona w dziwnej pozycji. Jej sukienka jest brudna, a włosy potargane. Zdjęła szpilki, które leżą kawałek dalej od niej. Jej lewa ręka, na której błyszczy srebrna bransoletka kajdanek, jest wyprostowana i wygięta pod nienaturalnym kątem, natomiast prawą ma pod głową. Chyba śpi, ponieważ jej klatka piersiowa równomiernie unosi się i opada.
- Bierzesz pan tę bezczelną dziewuchę? Czy będziesz się pan tak na nią gapił? - głos barmana wyrywa mnie z zamyślenia.
- Chwileczkę - mówię, posyłając mu niebezpieczne spojrzenie.
- Ta. Tamten koleżko też tak mówił - prycha - i ta chwileczka trwa już piątą godzinę.
Wyciągam z kieszeni kilka banknotów i kładę przed nim. Błysk w jego oczach utwierdza mnie w przekonaniu, że dostanę nie jedną, a przynajmniej kilka dodatkowych chwil.
Klękam przy Amandzie i chwytając za podbródek, delikatnie unoszę jej głowę. Jestem na nią tak bardzo zły, a jednocześnie jest mi jej szkoda. Wygląda teraz naprawdę żałośnie.
cdn.
Patrycja