CZĘŚĆ LIII (1) ------> to jeden w nawiasie oznacza,
że jest to pierwsze zakończenie :)
Zanim się obejrzałam noga zawinęła mi się w dywan i upadłam na ziemię. Z moich ust wyrwał się tylko krótki krzyk zaskoczenia kiedy uderzyłam o posadzkę. Instynktownie osłoniłam brzuch i zwinęłam się kłębek, ale wiedziałam, że to nie ochroni dzieci. Delikatnie podniosłam głowę i zobaczyłam klęczącą przy mnie Elizabeth. Płakała, była roztrzęsiona, chyba kogoś wołała. Ja sama nie wiedziałam co się dzieje, czułam tylko ogromny ból w podbrzuszu. Nagle w progu stanął John, a zaraz za nim szła Nancy. Oboje się śmiali, ale kiedy tylko mnie zobaczyli zbledli i szybko podbiegli klękając obok.
- Boże, Kate. Co się stało? - Pytał mój narzeczony z wyraźną paniką w oczach. Żadne z nich mnie nie dotknęło, jakby bało się jeszcze bardziej pogorszyć mój stan. Zjechałam dłonią na brzuch i zaczęłam masować najbardziej bolące miejsce.
- Spokojnie, tylko upadłam. Nic się nie dzieje - Zapewniłam przymykając powieki.
- Kate! - Zawołała Nancy, ale nie chciałam jej odpowiadać. Zaschło mi w gardle, a słowa sprawiały ból. - Nie! Kate, błagam! - Płakała.
- Kate, nie śpij - Wyłkała Elizabeth delikatnie dotykając mojego policzka. - Błagam, odezwij się.
- Nic się nie dzieje, spokojnie - Wychrypiałam. Jedną dłonią ściskałam dywan próbując przezwyciężyć ból, a drugą masowałam podbrzusze. Nagle wyczułam pod palcami coś śliskiego na mojej skórze. Uniosłam palce do góry i zobaczyłam, że błyszczą na czerwono. Krew.
- James, dzwoń po karetkę - Zawołała Nancy.
- Co się stało? - Spytał chłopak wbiegając do pokoju. Kiedy tylko mnie zobaczył bez słowa wyciągnął komórkę i wybrał odpowiedni numer.
- Boli, John, to boli - Wyznałam i zaczęłam płakać. - Co z dziećmi?
- Wszystko będzie dobrze, wierzę w to - Zaczął pocieszać mnie mój narzeczony.
- Kate, odeszły ci wody. Zaczynasz rodzić - Zawołała Elizabeth ocierając policzki.
- Co? Kiedy? Dlaczego ja nic nie czuję?! - Wykrzyczałam, a po moich policzkach popłynęło więcej łez.
- Spokojnie, James już dzwoni po karetkę. Stary, no co jest?! - Zwrócił się do chłopaka mój narzeczony.
- Karetka nie przyjedzie - Odezwał się ten. Był cały blady, a ręce mu się trzęsły.
- Co? Jak to nie przyjedzie? - Wydyszałam ściskając dłoń Johna i oddychając coraz płyciej.
- Za miastem był jakiś poważny karambol i wszystkie karetki do niego pojechały. Recepcjonistka powiedziała żebyśmy przywieźli cię prywatnym autem.
- Więc musimy jechać waszym, nasze stoi pod domem mamy - Odpowiedziałam i krzyknęłam nagle z bólu.
- My.. nie jesteśmy autem. Nawet go nie mamy, stoi w warsztacie - Odpowiedziała zdenerwowana Nancy. - A ty Elizabeth?
- Ja nie mam nawet prawa jazdy - Odpowiedziała tamta.
- To jak ja mam dojechać do szpitala?! - Wykrzyczałam i zacisnęłam zęby, bo ból coraz bardziej się nasilał.
- Już wiem. James, biegnij po Margaret. Ona jest położną, mieszka dom obok. Blondynka, ma około 30 lat. Pomoże nam - Zarządził John delikatnie podnosząc mnie z podłogi i układając na sofie, na której jeszcze chwilę temu siedziałam. Widziałam, że jest zdenerwowany, widziałam ten strach w jego oczach.
- Co teraz? - Spytałam podnosząc delikatnie głowę i patrząc na wybiegającego Jamesa. Starałam się oddychać głęboko, ale to wcale nie było łatwe.
- Skarbie, musisz urodzić w domu - Odpowiedział ten i mocniej ścisnął moją dłoń składając na niej delikatny pocałunek.
CDN.
SYLWIA
bardzo mi miło, że aż tyle osób przejęło się losem bliźniaków <3 zaczynam podział na dwa zakończenia, sami ocenicie, które to te szczęśliwe, a które te smutne :)