CZĘŚĆ LI
- Witamy przyszłą mamę - Odezwał się James kiedy tylko przekroczyłam próg salonu.
- Przyszła mama wita - Zaśmiałam się odstawiając szkło na stół. Z cichym jękiem usiadłam na kanapie obok Johna.
- Bardzo ci ciężko? - Spytała z troską Nancy.
- Nie mogę nawet nałożyć butów bez pomocy Johna - Oparłam głowę o ramię mojego narzeczonego.
- Chcę żebyś już urodziła - Westchnął chłopak gładząc mój brzuch.
- Ja też. Nie mogę patrzeć jak się tak męczysz - Odezwała się moja najlepsza przyjaciółka i posłała mi współczujące spojrzenie. Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na Elizabeth. Patrzyła na nas ze wzruszeniem i dumą.
- Cieszę się, że John w końcu ma kogoś kogo naprawdę kocha i z kim jest szczęśliwy. Długo na to czekałam - Powiedziała.
- Ja też - Odparł chłopak uśmiechając się do niej dobrodusznie. - I już nie będziesz mogła mi zrzędzić, że mam znaleźć sobie żonę!
- Tak, teraz twoja kolej na śmiech Zaśmiała się Elizabeth i niespokojnie poruszyła się na fotelu. Widziałam jak zerkała na mój brzuch i trochę mnie to zaniepokoiło.
- Elizabeth mogłybyśmy chwilę porozmawiać? - Spytałam patrząc na nią.
- Jasne - Przytaknęła i zaczęła się podnosić.
- John, pomóż mi wstać - Poprosiłam chłopaka.
- Słońce nie jestem pewien czy to dobry pomysł - Protestował.
- Pomóż. Mi. Wstać - Powiedziałam zdecydowanym głosem i spojrzałam mu głęboko w oczy.
- A może po prostu my wyjdziemy? - Zaproponował nagle.
- Przestańcie mnie traktować jak niepełnosprawną! Jestem w ciąży, ciąża to nie choroba! - Krzyknęłam w końcu. Nie mogłam już wytrzymać tych pełnych niepokoju spojrzeń, ciągłych pytań czy nic mnie nie boli. Wiedziałam, że wszyscy robią to dlatego, że się o mnie martwią, kochają i z czystej troski, ale miałam tego już zwyczajnie dość.
- Kate.. - Odezwał się niepewnie John po chwili ciszy.
- Przepraszam - Wyjąkałam tylko i wtuliłam się w jego koszulkę. Po moich policzkach zaczęły nagle spływać nieoczekiwane łzy.
- Kochanie, nie płacz - Szeptał mój narzeczony głaszcząc moje włosy.
- Przepraszam, ja po prostu nie chcę żebyście tak się martwili - Wyłkałam.
- Nie przepraszaj, to normalne - Odezwał się James. Delikatnie odsunęłam się od narzeczonego i zaczęłam ocierać policzki.
- Jeszcze raz przepraszam, to był głupi wybuch - Westchnęłam.
- Chodź, pomogę ci się podnieść - Zaoferował John. Delikatnie stanął obok kanapy i biorąc mnie pod bok pomógł mi wstać.
- Będziemy w pokoju dziecięcym - Powiedziałam jeszcze i zachęcająco spojrzałam na rozkojarzoną Elizabeth. Dziewczyna kiwnęła głową i poszła za mną. Kiedy weszłyśmy do odpowiedniego pokoju w oczach mojej towarzyszki wezbrały łzy. Zamknęłam za nami drzwi i podparłam się o najbliższą ścianę.
- Tu będą spać wasze dzieci? - Wyjąkała.
- Tak. Ale chyba musimy porozmawiać.. - Westchnęłam i podeszłam do niej. - Co się stało?
- Dlaczego coś miało się stać?
- Płaczesz. I widziałam jak patrzyłaś na mój brzuch kiedy siedzieliśmy w salonie..
- Nic się nie stało, cieszę się waszym szczęściem - Skłamała jednocześnie próbując otrzeć łzy, ale te leciały coraz bardziej.
- Elizabeth, proszę. Chcę ci pomóc - Powiedziałam łapiąc ją za ramię. Popatrzyła na mnie ze skrępowaniem i milczała przez dłuższą chwilę. W końcu jednak przytuliła się do mnie i zalała nową porcją łez.
- Poroniłam - Wyłkała.
CDN.
SYLWIA
mam nową ładowarkę, bo podobno ze starą nic nie dało się zrobić. teraz zamierzam pododawać Wam sporo części, w ramach rekompensaty :) zaczęłam od tego, że ta jest dłuższa. kolejna jutro lub dzisiaj w nocy, zależy jak będziecie klikać <3 i serdecznie dziękuję, że mnie rozumiecie, mam nadzieję, że jeszcze ktoś został <3