Tysiące niesamowicie przejrzystych wspomnień przewijających się jak film w mojej głowie, ktory z każdym kolejnym haustem powietrza kuje w serce coraz bardziej. Dotyka je najgłębiej jak to możliwe dając uczucie wewnętrznego bólu, który w jakiś sposób zabija mnie całego. Osłabia każde uczucie, jakie zaprzątnie choć na chwilę moje myśli i tylko jedno z nich staje się silniejsze - tęsknota. Tęskniąc za wszystkim, co kiedyś było podstawą wyczuwam w powietrzu lekki cień Twojego zapachu. Ostatkami sił powstrzymuję się i nie zaciągam się już tym przesiąknietnym Tobą tlenem. Jesteś teraz moim ratunkiem i niebezpieczeństwem jednocześnie. Wiem, że wszystko co związane z Tobą może mnie równocześnie uratować i zniszczyć w taki sam sposób. Jesteś największym ryzykiem mojego życia. Tym razem nie zaryzykuję.
Bez Ciebie wszystko było dla mnie tak nieważne, naprawdę kocham Cię.. naprawdę.
Chciałabym wreszcie wyrzucić z siebie wszystko to co boli. chciałabym powiedzieć Ci, co tak na serio czuję, że to Ty od pewnego czasu jesteś najważniejszym szczegółem, w tym pieprzonym życiu. że jeszcze nikt nie zamieszał mi tak w sercu i nikogo ust nie pragnęłam tak bardzo jak twoich. wiem jak jest, ja jestem tu a Ty tam, chociaż dzieli nas tak wiele to coś jednak cholernie przyciąga, z każdym dniem coraz bardziej.. to boli. boli mnie świadomość, że może pewnego dnia staniesz się tylko jednym, z tych jebanych snów, że pewnego dnia podziękujesz za wszystko i odejdziesz bez wyjaśnień.
Nadchodzi taki moment, kiedy trzeba iść do przodu. pomyśleć czasem o sobie, zrozumieć, że nie wszystko trwa wiecznie.
Pamiętam jak pierwszy raz zwróciłam się do mamy , oznajmiając jej , że zamierzam wstąpić do klubu . spojrzała wtedy na mnie śmiejąc mi się w oczy 'proszę cię, przecież ty nie umiesz grać, jesteś lewa' nie zrobiło mi się przykro , dała mi świadomość , że nic o mnie nie wie . 'tak? jeszcze ci udowodnię na co mnie stać ' rzuciłam w jej stronę z uśmiechem . dostałam się wtedy do drużyny , przyszła dopiero na czwarty mecz , gdy wróciłam do domu mierzyła mnie tylko wzrokiem nie potrafiąc przyznać swojego błędu . właśnie to mnie zmotywowało i teraz mam powody do dumy .
Może kiedyś będzie dobrze , na razie na szczęście najwidoczniej nie zasługuję .
Nie mam apetytu , nie mam humoru , nie chce mi się wychodzić z domu , ciągle chce mi się płakać , tnę się , słucham smętnych piosenek , nie potrafię skupić się na nauce , jeżdżę autobusem do szkoły z nadzieją , że będzie stał na tym jebanym chodniku jak kiedyś , nie prostuję włosów , nie maluję się , ciągle myślę o nim podczas kiedy on nawet nie pamięta mojego imienia .
Siedzi obok mnie jak zawsze rozkojarzona, czyta to co piszę chociaż pewnie i tak nie ogarnia skoro jeszcze nie dostałem po mordzie. Jest obok, jest zawsze wtedy kiedy trzeba nie wiem jak to wszystko by wyglądało bez niej aż boję się pomyśleć. Jest jedną z tych osób za których wskoczyłbym w ogień, dla niej jestem w stanie zrobić wszystko i wiem że ona myśli tak samo. Dzięki niej tu jestem, żyję i pełzam po tym chorym świecie. Tylko jej uśmiech i obecność pcha mnie do przodu. W moim życiu są dwie kobiety które są najważniejsze, mama i ona. Jestem jej wdzięczny za każdą wojnę jaką mi zrobiła, za to, że wyciągnęła mnie z prochów i uratowała kiedy byłem już jedną nogą na tamtym świecie. Nie wiem po co to piszę, może po to aby zrozumiała kim dla mnie jest? Nie mam pojęcia. - Przepraszam, że śmiecę.
Zadzwonił przyjaciel, rozmawialiśmy z dłuższą chwilę. - co jest? - zapytałam. - nic, co ma być? - wyjąkał. - przecież słyszę, że coś jest nie tak. - upierałam się. zapewniał, że tylko ma zły dzień. - muszę iść zaraz do Marcela z chemią. - zaśmiałam się. - niee! - krzyknął. zaskoczona milczałam. - przyprowadził do domu jakąś panienkę, wiesz co to znaczy. - roześmiał się sztucznie. wieczorem pisałam do niego, nie odpisywał, dzwoniłam nie odbierał. nie pojawił się w szkole, wszyscy chodzili przybici ukrywając przede mną najgorszą prawdę, ukrywali , że on nie żyje.. tylko po co to robili, spoko prawda musiała wyjść na jaw i bolała jeszcze bardziej świadomość, że o śmierci najlepszego przyjaciela dowiadujesz się ostatnia.
Wpadł do mojego pokoju około 22 wydzierając mnie na domówkę, nie docierało do niego, że nie mam ochoty. dał mi 15 min i wrócił do samochodu. wyszykowana wyszłam przed dom, stał oparty o maskę dopalając peta. - i jak? - zapytałam poprawiając się. - ujdzie. - syknął wsiadając do środka. z przykrością wsiadłam za nim, jechaliśmy całą drogę w ciszy. pierwszy raz byłam w tym miejscu, impreza była w jakiejś willi z basenem w środku. spotkaliśmy znajomych, zostawił mnie z nimi i gdzieś zniknął. po chwili podszedł do nas z jakimś plastikiem wpychając jej język do jamy ustnej. - co to ma być? - spytałam. - kochanie, to moja nowa dziewczyna. - uśmiechnął się. zaśmiałam się głośno uderzając go w twarz. kilku znajomych kolesi rzuciło się na niego z pięściami a on wykrzykiwał w moją stronę 'chciałem powiedzieć ci o niej przy wszystkich żebyś była pośmiewiskiem' pamiętam te słowa do dziś, tylko rolę się odwróciły i nie wyszło po jego myśli .
Nie przepadam za nim , od zawsze był dla mnie zimnym gnojkiem który patrzy tylko komu pocisnąć. nieraz miałam z nim problemy i nie znając się jeszcze wyzywaliśmy się przechodząc obok siebie na ulicy. dzisiaj kiedy stał na przeciwko mnie i uśmiechnął się szeroko , prezentując dołek w policzku coś we mnie pękło. nie mogłam opanować rozjeżdżających się ust , w oczach pojawiły się iskierki a on wpatrywał się w moje tęczówki po chwili błądząc wzrokiem. trudno nazwać to uczucie, nie wiem co to było, nie mam pojęcia.
Po lekcji gdy wszyscy wyszli nauczyciel kazał mi zostać w klasie. stanęłam przed biurkiem wysyłając mu pytające spojrzenia. - usiądź. - powiedział po chwili wskazując mi na pierwszą ławkę. usiadłam , stanął przede mną . - co się z tobą dzieje? wpisałem ci dzisiaj dwie jedynki na półrocze. w tamtym roku jak ci powiedziałem, że masz zagrożenie zaraz na następnej lekcji się zgłosiłaś i pamiętam do dziś , że zaliczyłaś na cztery. a teraz? zmieniłaś się, nie poznaję cię. - mówił nie przerywając. spuściłam głowę zagryzając wargę. - ja nie mam złych intencji, chcę dla ciebie dobrze tylko popracuj nad sobą bo jest z tobą coś nie tak. - syknął. - brakuje ci pewnej osoby i to przez nią, wiem o tym. ale nie zmienisz tego, czas się ogarnąć. - ciągnął dalej. łzy napłynęły mi do oczu. - niech pan więcej o nim nie wspomina, on nie żyje i nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłabym normalnie żyć. - wyjąkałam i wyszłam z klasy.
Bo ja po prostu potrzebuję kogoś, kto będzie mnie w odpowiednim momencie kopał w dupę mówiąc ' rusz się, walcz o to życie!'. kto poda mi rękę i zaoferuje swoją pomoc, chociażby tylko w postaci samego 'będę tu zawsze'. kogoś kto powie mi , że we mnie wierzy - pokładając we mnie jakiekolwiek nadzieje.