Zamęt, który nigdy się nie kończy. Nocą samotność i iluzje. Zamykające się ściany, serce bijące w rytmie wiszącego zegara. Stoisz sam na sam z myślami. Nie możesz się uwolnić od przeszłości. Czujesz, ze nie dajesz rady. Ogarnia cię niemoc, przeciwstawienia się temu wszystkiemu. Zatrzymujesz się na skraju przepaści. Przeklinasz te wszystkie niewykorzystane możliwości, zastanawiasz się czy to nie aby cześć terapii. Cicho szepczesz, ze wymiękasz. To koniec, nie możesz już dalej ciągnąc tej dziecinady, wolisz zginąć, mając zarazem nadzieje, ze trafisz tam, gdzie zawsze dojść chciałaś. Nie ma nic porównywalnego. Rozkładasz ramiona, oddajesz się chwili, rozdzierają cie emocje, nie możesz opanować uczuć. Tłumaczysz się sama sobie, z popełnionych błędów. Nie jesteś w stanie uronić łzy. Zamykasz oczy, starasz się przemilczeć istotne zdanie, ze nadal ci zależy, ale na koniec zachowujesz swoja dumę, godność i resztki honoru. Śmierć czeka na oswojenie, skaczesz, czuje sie wolny a nagle sie budzisz
Chciałabym po prostu do niego napisać, dowiedzieć się co u niego, czy jest szczęśliwy, czy wszystko jest tak jak chciał, wiem, że i tak nie powiedziałby mi niczego nowego, ale kurwa, niech da jakikolwiek znak życia. Moje oczy tęsknią za jego zielonymi tęczówkami, opuszki moich palców za jego ciałem, dłonie za dłońmi, usta za ustami, język za jego smakiem, moje ciało za jego ciepłem, uszy za tonem jego głosu, gdy mówił, że mnie kocha, nos za jego zapachem, a ja za nim. Po prostu. Od niego nie chcę niczego, za to od świata chcę bardzo wiele, bo chcę jego, znów, choć na chwilę. I tu nie ma innej opcji, którą ktoś chce ode mnie wywalczyć niczym aktor sterujący kukiełką. Nie przestanę go kochać i szkoda, że nikt nie bierze tego pod uwagę w planach na resztę mojego życia.
Chodź tu. Usiądź obok mnie i mnie przytul. Ostatni raz, naprawdę ostatni. Miejmy odwagę porozmawiać o tym, co straciliśmy. O tym, co zniszczyliśmy, jakie popełniliśmy błędy, jak mogliśmy to naprowadzić, ale nie zrobiliśmy tego. O wszystkim co już za nami, o wspomnieniach, które mimo upływu czasu i wyblakniętych zdjęć nie znikają. Postarajmy się zrozumieć tą nieistniejącą już miłość, dobrze?
robiłam zadanie z matmy, siedział na przeciwko mnie podparty jedną ręką kontrolując każdy mój ruch. uniosłam wzrok do góry i lekko się uśmiechnęłam. - co? - zapytałam wracając do poprzedniego zajęcia. - lubię na Ciebie patrzeć. - wzruszył ramionami. milczałam, skupiona na zadaniu. - tak sobie myślę teraz, że nie mogłem lepiej trafić. pierwszy raz tak naprawdę zakochałem się do takiego stopnia. może to nie jest odpowiedni temat ale wcześniej traktowałem dziewczyny jak zabawki. żadna tak naprawdę mi nie pasowała. do czasu.. popatrz ile już razem jesteśmy a uczucie do Ciebie zwiększa się z każdym dniem. - mówił wpatrując się we mnie. spojrzałam na niego uśmiechając się. - jak pierwszy raz Cię zobaczyłem od razu wiedziałem, że muszę coś zrobić. to było zakochanie od pierwszego wejrzenia, oczarowałaś mnie swoją urodą a później? nie dowierzałem, że trafiłem na dziewczynę z tak cudownym charakterem. - uśmiechnął się lekko i podchodząc do mnie musnął moje wargi.
siedział na przeciwko mnie rozwalony na krześle , unosiłam co chwilę wzrok zerkając na niego ukradkiem , on robił dokładnie to samo . zerkaliśmy na siebie co najmniej raz na pięć sekund . wpatrzyłam się w jego czarne adidasy , po chwili skupiłam uwagę na przetartych spodniach na kolanie aż w końcu doszłam do jego oczu tak kurewsko niebieskich . uśmiechnął się a ja odwzajemniłam ten uśmiech . z każdą minutą coraz bardziej się rozkręcaliśmy , dłuższe głębsze spojrzenia , szerokie uśmiechy . ale za chuja nie potrafiliśmy zagadać , żadne z nas nie miało odwagi na ten ruch . teraz siedzę tu sama w czterech ścianach a w głowie zamiast swojego chłopaka mam właśnie tamtego . nie potrafię nazwać tego uczucia . nie wiem czy można to nazwać zakochaniem od pierwszego wejrzenia czy może zauroczeniem które przejdzie po tygodniu . jak mogłam się zakochać w chłopaku którego zupełnie nie znam? nie wiem kim jest ani jaki jest. ale cholernie mi go brakuje.
- ale z Niego frajer. - rzuciła przyjaciółka oglądając Jego zdjęcia z jakąś laską. uśmiechnęłam się odpowiadająco, grzebiąc w telefonie. - kurde, zastanawiam się jak Ty mogłaś z Nim być. - kontynuowała. - zobacz tylko, jaki z Niego lovelas. co tydzień inna. dziwne, że z Tobą akurat wytrzymał cały rok. - mówiła nie zwracając uwagi na Moją obecność. - minęły już dwa miesiące, a ten jak nie ta to inna. - przestań! - krzyknęłam zrywając się z łóżka. kumpela spojrzała na Mnie, po chwili wybuchając śmiechem. - nie dziwię się, że już nie jesteście razem. zresztą od początku mówiłam Ci, jaki to typ. - drążyła dalej. - dobrze, że już Go nie kochasz. - dodała wychodząc z Jego profilu. szybko opanowałam krążące w kącikach oczu łzy, szepcząc w myślach ' jasne, nie kocham ' .
Ta myśl kłębiła się w jej głowie od dłuższego czasu. Nie mogła zasnąć w chłodna noc wyszła na balkon, Chciała w ciszy i spokoju pomyśleć. Pomyśleć o jej uczuciach do NIEGO. Nie umiała się zmienić, nigdy nie umiała w prost mówić o tym co czuje, Łzy spływały po policzkach, patrząc w gwiazdy uświadomiła sobie, że nie potrafi mu tego powiedzieć. Nie potrafi patrząc mu w oczy powiedzieć jak bardzo go kocha, co wcale nie znaczy, że tego nie czuje.
Wróciłam wczoraj późno wieczorem,zaraz po wejściu do pokoju zastałam siedzącą na łóżku matkę.Rzuciłam kontem oka w jej stronę zawieszając torbę na krześle.Rozrzucone na pościeli nasze fotografie,sterta liścików i zeszyt który zapełniony był całym żalem,wylewanymi łzami po jego odejściu,a do tego wbijający się w moje ciało wzrok mamy 'Co tu robisz?'rzuciłam oschle zgarniając nerwowo wszystkie rzeczy z łóżka 'Wiesz,szkoda mi ciebie córeczko'ze łzami w oczach spojrzała w moje oczy chwytając moją dłoń,szeptając ze współczuciem 'Nie rozumiem'unikając kontaktu wzrokowego przełknęłam ślinę'Dobrze wiesz o czym mówię.Nie radzisz sobie z jego brakiem.Boję się,że twoje serce tego nie wytrzyma.Martwię się'-"Nie mamo.Jest w porządku' syknęłam po czym wyszłam z pokoju zamykając cicho za sobą drzwi'Boli cholernie boli'-pomyślałam przykładając dłoń do serca-tak miała w zupełności rację,serce pękało na pół kiedy tylko o nim słyszałam,ale nie mogłam powiedzieć jej prawdy,nie mogłam .
Weszłam do jego pokoju.Był gotów wciągnąć kolejną krechę.Gwałtownie podbiegłam do biurka i strąciłam białe gówno na podłogę-Co ty wyprawiasz do cholery?!-łzy stanęły w moich źrenicach,drżące dłonie przyłożyłam do twarzy,wyduszając z siebie marne-Obiecałeś-opierając się plecami o ścianę,zsuwałam się powoli w dół ku podłodze-Po co tu w ogóle przychodziłaś?!Jak zwykle wszystko zepsułaś!-wzruszyłam ramionami na jego słowa,wbijając wzrok w drewnianą podłogę-Zrobiłeś się taki zimny,tak cholernie zimny-odwracając wzrok udał,że nie słyszy,nie odpowiedział nic-Jeżeli już musisz mnie ranić,wolałabym,żebyś mnie bił,nie mówił że kochasz niż codziennie niszczył mi serce pustymi obietnicami,nie wiesz jaki cholerny ból mi zadajesz,nie wiesz jak bardzo niszczy to moje serce-ocierając łzy,spojrzałam na niego ostatni raz po czym wyszłam nie zamykając za sobą drzwi .
Dziękuję za komentarze i ' fajne ' w poprzednim wpisie.
Mam nadzieje , że i te opisy wam się spodobają ;)