Chyba zostaniemy przy jednym zdjęciu. Będzie Wam łatwiej rozróżnić?
________________________________
Weszłam cicho do środka, starając się by moje kroki nie były zbyt głośne. Zamknęłam za sobą drzwi i wzięłam głęboki oddech. Moje serce próbowało wyrwać się z mojej klatki piersiowej. Widziałam jak śnieżnobiała kołdra podnosi się i opada w rytm oddechu mamy. Niepewnie podeszłam do łóżka. Zauważyłam ciemne kosmyki włosów, które zwijały się na jasnej poduszce. Oczy mamy były szeroko otwarte, wpatrzone w sufit. Nabrałam powietrza w usta.
- Mamo? - szepnęłam. Wbiła we mnie wzrok, odrobinę zamglony. - Mamo co się stało?
Podniosla się z trudem. Otworzyła usta, wypłynęło z nich kilka, zniekształconych słów. Nie zrozumiałam ich. Jej głos był zbyt słaby. Zbyła mnie uśmiechem i położyła spowrotem. Tak jakby mówiła "wszystko w porządku", kręcąc sobie jednocześnie sznur na szyję. Westchnęłam cicho. Powieki rodzicielki opadły, odgradzając ją od świata.
Powstrzymałam szloch, który próbował wyrwać się z mojego gardła. Zagryzłam zęby, przyciskając zaciśniętą pięść do ust. Usiadłam tuż przy ścianie, całkiem ignorując krzesło stojące w rogu. Podciągnęłam kolana pod brodę i czekałam na łzy. Jedna, druga, trzecia, ósma. Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Milczenie mnie przytłaczało. Nie potrafiłam.. Nie potrafiłam nic zrozumieć. Własna słabość mnie przytłaczała.
Nagle otworzyły sie drzwi. Podniosłam głowę. Do pokoju wszedł lekarz, po trzydziesce. W dłoni ściskał czarną teczkę. Z początku mnie nie zauważył. Podszedł do łóżka mamy. Zerknął na maszynę badającą rytm jej serca, po czym odhaczył coś na jednej z kartek. Otarłam oczy w milczeniu przyglądając się jego poczynaniom. W końcu jednak spytałam zachrypniętym głosem.
- Co z nią będzie?
Mężczyzna prawie podskoczył z zaskoczenia, jednak szybko się opanował.
- Zależy od tego kim jesteś - odparł poprawiając okulary. Zauważyłam trzęsące się dłonie lekarza. Przesunęłam wzrokiem na jego pierś, odczytałam z plakietki nazwisko. Dr. Luis Pain*. Trafne. Spojrzałam na niczego nieświadomą matkę, pogrążoną we śnie.
- Jej córką - powiedziałam, starając się opanować drżenie głosu. Doktor skinął głową, niby niewzruszony, ale zauważyłam jak cały sztywnieje. Przejrzał kilka kartek, jakby odświeżał sobie pamięć. Ponownie skinął głową.
- Czekamy na wyniki badań - odpowiedział. Zgrzytnęłam zębami, po czym oparłam głowę o ścianę. Znowu zerknęłam na rodzicielkę.
- Jak długo tu leży? - kolejne pytanie szybko wydstało się z moich ust. Mężczyzna schował papiery do teczki.
- Od wczoraj, zasłabła podczas swojej zmiany.
Próbowała to przede mną ukryć w idiotycznej próbie chronienia mnie przed załamaniem. Nie udało jej się to. Mimo wszystko uśmiechnęłam sie lekko. Poczułam jak pękają zeschnięte usta, a w ich kącikach zbiera się krew. Pain odchrząknął.
- Powinnaś wyjść, moja droga. Twoja matka musi odpoczywać.
Wyszłam bez słowa z pomieszczenia.
***
Wzięłam kolejną kawę z automatu. Przez papierowy kubek przepływało ciepło, które ogrzewało moje zmarznięte palce. Nie wyszłam ze szpitala. Czekałam na jednym z twardych krzeseł, ustawionych na korytarzu. Powinnam zadzwonić do ojca. Jednak nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Siedziałam niecierpliwie wiercąc się w miejscu. Liczyłam, że czegoś się dowiem. Wzięłam łyk parzącego napoju. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła siedemnasta. Rozejrzałam się po korytarzu. Kilka krzeseł ode mnie siedziała dziewczyna. Wpatrywała sie w drzwi na przeciw niej. Krótkie, czarne włosy muskały jej szyję. Była drobna i opalona.Zauważyłam jak zagryza wargi.
Po chwili pochwyciła moje spojrzenie. Uśmiechnęła się lekko.
- Na kogo czekasz? - spytała cicho przerywając ciszę, która nas otaczała. Chciałam odpowiedzieć, że na nadzięję. Uniosłam tylko kąciki ust, kręcąc głową. Odwróciła spojrzenie. Bawiła się przez chwilę palcami. Patrzyłam na nią w oczekiwaniu.
- Ja czekam tylko, aż powiedzą mi kiedy on umrze.
Spuściłam głowę. Serce zabiło mi szybciej. Przełknęłam głośno ślinę. Zabolało. Świadomość czyjejś śmierci oplotła moją krtań.
- Tata? - zdołałam wykrztusić.
- Brat - odparła cicho.
- Przykro mi - powiedziałam szczerze. Dziewczyna przysiadła się do mnie.
- Przyzwyczaiłam się do tej myśli - zapewniła mnie pewnym głosem, który mimo starań właścicielki zadrżał przy ostatnim słowie. Wyciągnęła ku mnie dłoń.
- Mam na imię Hope - przedstawiła się. Spojrzałam jej w oczy. Miały kolor głębokiej zieleni wiosennych liści. Przełożyłam kubek do drugiej ręki. Uścisnęłam jej rękę.
- Sky.
________________________
To na tyle wybaczcie mi błędy
O.
pain - ból