________________________________________
Przez moment po prostu wpatrywałam się w jego oczy. Nie wiem czego w nich szukałam, może czegoś znajomego? Może jakiejś iskry, lub cienia. Może uczuć, może wspomnień. Wydawało mi się to tak niezwykle istotne, by móc nazwać i odnaleźć w jego oczach urywek snu, cząstkę pamięci, coś co sprawi, że nie będę bała się mu zaufać. Nie zauważyłam jak zaczęliśmy iść. Prowadził mnie tam skąd uciekłam. Jednak podążałam z nim, ramię w ramię, tuż przy jego boku. Czułam się, że się zgubiłam gdzieś w gąszczu myśli. Miał rację byliśmy tylko ludźmi. Miałam prawo zabłądzić.
- Dlaczego biegłaś? - spytał nagle unosząc brwi. Spuściłam wzrok, zagryzając wargi. Nie wiedziałam co powiedzieć. Przyznać się? Przyznać się, że goniły mnie własne słowa? Własne wyobrażenia i sny? Okazać słabość i powiedzieć, czego się tak chholernie bałam?
- Uciekałam - wydusiłam. Nie patrzyłam na niego, ale wiedziałam, że teraz jego brwi niemal spotykają się z linią włosów.
- Przed czym? - kolejne pytanie. Nie lubiłam ich. Nie lubilam odpowiadać, ani mówić o sobie. Wolałam słuchać.
Ucieczka przed strachem. Czy to miało sens? Nie. Na pewno go nie miało. Chciałam wmówić sobie, że tak na prawdę jestem inna - silniejsza, wytrwalsza. Nie umialam okłamać samej siebie.
- Przed.. - urwałam, biorąc głęboki oddech. Sama nie wiem. Słowami? Smutkiem? Samotnością? - Nie wiem. Czułam po prostu, że powinnam zniknąć - przyznałam. Gdy wyrazy wypłynęły z moich ust zrozumiałam, jakie to komiczne. Strach przed myślami i ich napływem był przecież śmieszny. Nikt nie odczuwał tego co ja.. Nikt.
Wbijałam spojrzenie w chodnik malowany promieniami słońca. Zagryzłam wargi. Chwile ciągnęły się nieskończoność, jakby czas miał się zatrzymać więżąc mnie tu, w tym momencie, od którego pragnęłam uciec.. Daren milczał.
- Dokąd? - jego głos uwolnił nas, od tej namiastki piekła. Miałam wrażenie, że się uśmiecha. Popatrzyłam na niego. Myliłam się. Kąciki jego ust opadały lekko. Zmarszczyłam brwi.
- Nie bardzo rozumiem - powiedziałam. Uniósł głowę i zerknął w niebo. Jasne, z zaróżowioym horyzontem. Jego błękitne oczy były przepełnione sprzecznymi uczuciami. Zrozumieniem i niepewnością, pewnością i niezrozumieniem.
- Dokąd uciekałaś? - sprecyzował. Nie spodziewałam się tego usłyszeć z jego ust. Słowa były tak nienaturalne. Mimo zdziwienia moja twarz dalej ukrywała się pod maską codzienności. Wzruszyłam ramionami.
- Do nikąd. Nie wiem. Próbowałam znaleźć się tam gdzie nikt mnie nie znajdzie.. Miałam nadzieję, że pęd mnie porwie. - odparłam, uśmiechając się lekko. Miałam nadzieję, że mnie zrozumie, a przynajmniej, że będzie próbował. Kiwnął głową.
- Lepiej zostań tu gdzie jesteś, ktoś może Cię przecież potrzebować - rzekł. Prychnęłam odrzucając włosy na plecy.
- Nikt mnie nie potrzebuje, Daren. Zapewniam Cię.
Popatrzył na mnie jakby z zamiarem zaprzeczenia, jednak nic nie mówił. Jakby bił się z myślami. Nagle uśmiechnął się lekko.
- Powinnaś już wracać.. Dzisiaj nie możemy uciec - w jego oczach zalśniły iskry rozbawienia. Również uniosłam lekko kąciki ust i ruszyłam w kierunku domu.. Moje bose stopy lekko muskały chodnik, który słońce próbowało ogrzać. Moje włosy rozwiewał wiatr, jakby wdając się ze mną w jakąś grę, której zasad nie rozumiałam.
Okrążyłam dom i stanęłam przy moim oknie. Oparłam dłonie na parapecie i podciągnęłam się do góry. Zaczęrpnęłam powietrza. Promienie słońca wpadały do środka. Zalewały podłogę i osiadały na krawędzi łóżka. Charlie jeszcze spał. Przynajmniej tak mi się wydawało. Widziałam jak kołdra jest wprawiana w ruch przez jego oddech. Położyłam się obok niego i wpatrywałam się w jego plecy. Mięśnie Charliego napięły się. Wyciągnęłam dłoń.
- Gdzie byłaś? - spytał. Moja ręka zamarła . Charlie usiadł i odwrócił twarz w moją stronę. Ciemne włosy przysłaniały mu oczy, jednak nie zmniejszało to mocy jego spojrzenia. Westchęłam, opadając na plecy. Patrzyłam w sufit.
- Wyszłam - odparłam po chwili. Uniosłam kosmyk i przyglądałam mu się przez moment.
- Zdążyłem zauważyć - zapewnił mnie przyjaciel. Nie odpowiedziałam. Czułam się jak na komisariacie, a przecież nie byłam niczemu winna. Moje milczenie się przedłużało. W pewnym momencie chłopak nachylił się nade mną.
- Gdzie byłaś? - powtórzył, a ja pokręciłam głową podnosząc się do siadu. Przeczesałam włosy palcami.
- Biegałam.
- Na boso? - uniósł brwi. Wzruszyłam ramionami.
- Podobno zdrowiej.. Wiesz stopy oddychają.
Charlie złapał mnie za ramię. Jego palce wbiły mi się w skórę.
- Dlaczego kłamiesz? - bałam się, że o to spyta. Miałam ochotę zagryźć wargi, ale powstrzymałam ten odruch.
- Czemu zakładasz, że nie mówię prawdy? - pytanie za pytanie.. Wstałam z łóżka uciekając przed jego dłońmi, wyciągniętymi w moim kierunku. Z szafy wyciągnęłam spodenki i białą bokserkę. Zamknęłam się w łazience, odcinając się od niego i mojego imienia w jego ustach. Ubrałam się i pozwoliłam sobie na spojrzenie w lustro. Miałam poplątane włosy i delikatne rumieńce na policzkach. Zacisnęłam zęby. Nie rozumiał mnie.. Nie powinnien pytać. Wiedział, jak mi trudno.. Wiedzial jak się czuję. Gdy podeszłam do drzwi usłyszałam jego cichy głos.
- Znam Cię, Skylar - szepnął. Zamarłam. To prawda znał mnie.. A raczej myślał, że mnie znał. Oparłam czoło o drewno, wiedząc, że on robił dokladnie to samo. Zamknęlam rozchylone usta i uciszyłam oddech. Milczenie.. Ale nie łzy. Nie tym razem, nie rano, nie przed koszmarem, który się zacznie. Nacisnęłam na klamkę i otworzyłam drzwi. Charlie odskoczył do tyłu. Ze zdziwieniem na twarzy. Chciał mnie objąć, ale powstrzymałam jego dłonie.
- Może właśnie mnie nie znasz. Charlie? - uniosłam brwi, po czym wybiegłam z pokoju chwytając po drodze torbę.
__________________________________________
ten początek ciągnie się chyba w nieskończoność..
Ale juz jutro wszystko zacznie się rozwijać. Zobaczycie..
Olkaa