______________________________________
Siedziałam na schodach, cały czas nerwowo przygryzając wargę. Palce zaciskałam na kubku z zieloną herbatą. Na deszczu spędziłam tylko kilka nic niewartych sekund, jednak moje ciało zdążyło spotkać się z łzami nieba. Wilgotne włosy zaczęły zwijać się w spiralki, a skórę pokryła gęsia skórka. Przymknęłam oczy.
- Ojciec dzwonił - szepnęłam wodząc opuszkami po szklanej powierzchni naczynia. Charlie krzątał się po kuchni. Chwila ciszy. Przekładanie kubków, gwizd czajnika, otwieranie pudełka z herbatą. Zapach ziół, który wkradł mi się do nozdrzy. Niemal niesłyszalne westchnienie wydostało się z jego ust.
- Po co? - spytał w końcu, po między cichym stukaniem szklanek. Pokręciłam głową decydując się na otwarcie oczu.
- Sama nie wiem po co - westchnęłam, przyglądając się ciemnym fusom na dnie kubka. - Powiadomili go, że uciekłam dzisiaj. Chyba to był powód naszej rozmowy.
Upiłam łyk herbaty. Tylko oskarżenia. Bez tego nie odezwałby się. Bez tego by nie pamiętał. Zagryzłam wargę, próbując uciec od tych stwierdzeń. Postawiłam kubek na schodku niżej.
- Wiesz, Charlie czasami mam wrażenie, że o mnie nie pamięta. Że jestem tylko jednym z wielu błędów, które popełnił w swoim życiu - poczułam na policzku łzę. Charlie odstawił szklankę na blat, po czym podszedł do mnie. Spuściłam głowę, niechcąc spotkać jego oczu. Klęknął przede mną, po czym chwycił w palce mój podbródek.
- Nie jest tak. Twój ojciec stara się. Po prostu nie wie, jak być kimś lepszym - powiedział. Jego ciepłe brązowe oczy uporczywie wpatrywały się w moje. Kciukiem pogładził moją skórę. Uniosłam niepewnie dłoń. Trzęsły mi się palce. Charlie chwycił moją rękę, otaczając ją swoją. Przesunęłam się w prawo robiąc mu miejsce obok siebie. Usiadł przy mnie, jednak nie puścił mojej dłoni. Ogrzewał ją własną.
- Mam wrażenie, że jestem sama.. - uniosłam głowę, przyglądając się sufitowi. - Tu jest pusto, wiesz? Cały czas. Nie ma ich. Mnie też tu nie powinno być. I ta cisza - zacisnęłam powieki. - Świszczy mmi w uszach. Mam dość tej cholernej samotności. Za dużo jej tu.
Gryzłam dolną wargę. Mówiłam prawdę. Słowa wypowiedziane szeptem, były o wiele prawdziwsze niż te głośne, codzienne. Oparłam głowę na ramieniu przyjaciela. Chociaż milczał wiedziałam, że rozumie. Zawsze rozumiał.
- Ostatnio wydaje mi się, że tak na prawdę Cię nie znam, Skylar - szepnął swoim niskim, czystym głosem. - Jesteś znajoma, znam Twoje włosy, Twój zapach.. Ale nie zdołałem pojąć jeszcze Twojej zmienności. Jest zbyt skomplikowana..
- Sugerujsz, że jestem obca? - spytałam cicho. Poczułam jak odwraca głowę. Jego włosy musnęły mój nagi kark.
- Nie jesteś obca - zaprzeczył. - Po prostu nie potrafię Cię dobrze poznać.
***
Siedzieliśmy w milczeniu wiele minut. Nasze oddechy się łączyły, ale głosy nie stykały się za sobą. Tym razem ta cisza była inna, lepsza. Nie musiałam zwracać uwagi na słowa, bo ich nie używaliśmy. Może milczenie jest w pewnym sensie dobre. Może jest łatwiejsze. Kilkakrotnie ciszę przerywał telefon. Jego telefon. Zastanawiałam się dlaczego nie odbierał. Mimo to za przywierałam do ramienia Charliego za każdym razem, gdy wokół rozbrzmiewał ten dźwięk. Gdy rozdzwonił się piąty raz Charlie przycisnął aparat do ucha.
- W czym mogę pomóc? - powidział teatralnie. Oparłam brodę na pięści, czując jak jego ton wywołuje na mojej twarzy uśmiech.
- Już ją daję - podał mi komórkę. Wzięłam telefon w dłoń. Uniosłam brwi, patrząc na niego z mieszanką strachu i zdziwienia. Wzruszył ramionami.
- Słucham?
- Skylar, nie mogę się do ciebie dodzwonić, coś nie tak? - głos mamy drżał z przemęczenia. Przełknęłam ślinę, mrugając kilkakrotnie.
- Nie, mamo wszystko w porządku - zapewniłam cicho, wstając. Chwila ciszy, szum w słuchawce.
- To dobrze - westchnienie po drugiej stronie. - Dzisiaj muszę zostać dłużej w szpitalu, skarbie.
Zaczęłam się przechadzać po pokoju. Liczyłam własne kroki, słysząc jak oddech mi przyśpiesza.
- Powinnaś już dawno wrócić - przypomniałam. Znów milczenie. Usłyszałam jak moja rodzicielka bierze głęboki oddech.
- Coś mnie zatrzymało - powiedziała cicho. Odszukałam sporzenie Charliego. Siedział nieruchomo na schodach, patrząc na mnie. Na jego włosach tańczyły ostatnie promienie słońca. - Wrócę jutro, Sky.
- Dobrze - odchrząknęłam. - Tak, w porządku.
- Dobranoc, Skylar - niemal widziałam, jak z trudem unosi kąciki.
- Dobranoc.. - rozłączyłam się, po czym spojrzałam w stronę okna. Niemal czerwone promienie zalewały asfalt ciepłem i światłem. Powietrze drgało niemal niezauważalnie. Charlie odebrał mi telefon.
- Coś nie tak? - padło pytanie. Odwróciłam twarz w jego stronę, kręcąc głowa.
- Mama nie wraca dzisiaj do domu - oznajmiłam wysilając się na uśmiech. Na jego czole pojawiły się dwie poziome bruzdy. Rzuciłam kolejne spojrzenie w kierunku okna. - Powinnieneś już iść, Charlie.
Zignorował moje słowa łapiąc mnie za rękę.
- Boisz się zostać sama, prawda? - spytał, patrząc mi w oczy. Chciałam zaprzeczyć. Po prostu powiedzieć, że będzie w porządku. Nie potrafiłam. Stałam nieruchomo, zagryzając niepewnie wargę. Moje milczenie było dla niego wystarczającą odpowiedzią.
- Więc zostaję.
__________________________________________
Proszę to dla Was. Mam nadzieję, że wystarczy.
Olkaa
Inni zdjęcia: 1439 akcentova:) dorcia2700Żurawie jerklufotoNobody's listening waferowaNad jeziorem patrusiagdWyjątkowo zimny kwiecień bluebird11Italy diebabydieŻal straconego czasu pragnezycpelniazyciaJedno wątpiące serce wystarczy philosophysophieJedno wątpiące serce wystarczy philosophysophie