"Uciekniemy tam daleko i nas nigdy nic nie rozłączy. Tylko Ty i ja" - miasto 44
-Zajebiście ziomek, że w końcu się z nią rozstałeś, możemy nareszcie chodzić na dupy!
-Gówno prawda..
Tak na prawdę to strasznie za nią tęsknie.
Chce ufać znów że rozumiesz bez wielkich słów, że twoje usta dotkną jeszcze raz moich ust.
Przysięgam miłość, aż do śmierć..
Chciałabym Ci tylko powiedzieć kilka, dla mnie wiele znaczących słów. Nie wiem już co robić, nie wiem co myśleć, gdy przechodzisz obok mnie a moje serce zaczyna bić szybciej niż po kilometrowym biegu. Najbardziej chyba chciałabym wiedzieć, czym zasłużyłam sobie właśnie na takie traktowanie. W którym momencie dałam powód do łamania i deptania mojego i tak już zniszczonego serca? Chciałam Ci oddać całą siebie, chciałam być dla Ciebie najlepszą, jedyną. Próbowałam wszystkiego. Nie raz błagałam o spotkania, nie raz szukałam Cię wzrokiem na korytarzu, nie raz specjalnie szłam w miejsca, w których aktualnie mógłbyś być. Przyznam się też do tego, że wiele razy układałam sobie w głowie przemówienia i już nawet złapałam odwagę na to, żeby iść do Ciebie, złapać za rękę, odciągnąć Cię od Twoich znajomych i powiedzieć to, na co tak naprawdę mam ochotę od dłuższego czasu. Wiesz ile kosztowała mnie każda łza, która spłynęła z Twojego powodu?
Bez względu na to, co będę czuła, nie okażę tego. Jeśli będę musiała płakać, to będę płakała wewnętrznie. Jeśli będę musiała krwawić, pokaleczę się. Jeśli serce zacznie mi bić jak szalone, to nie powiem o tym absolutnie nikomu. To w ogóle nie pomaga. Tylko dołuje innych.
Szare poranki, ponure noce. Takie są podobno uroki jesieni, ale czy pustka i samotność muszą również zawładnąć całkowicie sercem? Czy nie ma możliwości już na odrobinę szczęścia, czy nie można kochać tak, jakby się chciało? Czy nie można być w pełni akceptowanym, ale za to ciągle odrzucanym przez ludzi? Czy w tej pogodzie można dostrzec jakieś plusy czy zostają wyłącznie same minusy chłodnych poranków, zimnych nocy? Nie widzę w tym nic pozytywnego, nie widzę również w swoim życiu nic co sprawiałoby, że mogę być szczęśliwa.. Więc dlaczego mówię, że jestem obojętna, choć jest mi wszystko jedno co będzie, czy będę dobrze czy źle? Jak można być szczęśliwym, kiedy tak wiele nieprzyjemności się odnajduje w swoim istnieniu poprzez uderzenia ze strony zupełnie obcych bądź bliskich osób? Czy można jakoś to przezwyciężyć i uciec od tego? Czy ja mogę odejść w nieznane i zapomnieć na zawsze o cierpieniu, które podobno uszlachetnia?
Tak często Cię widzę, tak rzadko spotkam, smaku twego nie znam, choć tak często Cię mam na końcu języka.
Jestem świadoma tego, że wyjeżdżając, zamknęłam pewną część swojego życia. Doskonale o tym, ze połowa ludzi, z którymi miałam utrzymywałam bardzo dobre kontakty, nawet o mnie nie wspomina w myślach. Jednak nigdy nie przepuszczałabym, że do grona tych osób dołączą ludzie, którzy nazywali się moimi przyjaciółmi, a dziś jedyne na co ich stać, kiedy odwiedzam swoje rodzinne miasto, to powiedzenie krótkiego "cześć" gdzieś na mieście, na który odpowiadam z niesmakiem, i najchętniej rzuciłabym się z pretensjami do tych osób, ile fałszywości w nich drzemie, by rzucać słowa na wiatr i obietnice, których za cholerę nie potrafią dotrzymać.
Nie potrzebuję drogich prezentów i rzeczy, które dadzą mi bogactwo. Nie chcę wychodzić z Tobą do drogich restauracji, cisnąć się w sukience i niewygodnych szpilkach, utrzymując powagę. Chcę wskoczyć w wygodne ciuchy, wsunąć na stopy trampki, wziąć Cię za rękę i wyjść z Tobą na długi spacer, do miejsc, których jeszcze nie znamy i poczuć Twoją bliskość, czuć spokój, a jedynym głosem, których pragnę słyszeć jest Twój oddech. Rozumiesz? Czasami tego potrzebuję.
Jesteś moim człowiekiem - jesteś przyjacielem, miłością życia, kochankiem, osobą pierwszego kontaktu u lekarza, telefonem w środku nocy, milczeniem, które oznacza wszystko albo nie oznacza nic, problemami, szczęściem, pomocą, zmartwieniem i zamartwianiem się. Jesteś moim człowiekiem - jesteś wszystkim.