Opowiadanie napisane przez agataciosek
http://www.photoblog.pl/agataciosek/125981556
Trasa koncertowa zdawała się nie mieć końca. Szereg następujących po sobie występów, pozbawiał mnie sił i chęci do tego, co kiedyś sprawiało ogromną satysfakcję. Do wyjścia na scenę dzielą mnie jedynie minuty, a niewzruszony wbijam wzrok w ścianę. Chciałbym zastanowić się nad tym, dlaczego z oziębieniem i pogardą spełniam marzenia, w które włożyłem całe serce. Bardzo chciałbym to zrobić, lecz pisk rozwydrzonych dzieciaków nie pozwala mi nawet na skompletowanie imion, pozostałych członków zespołu. Zacisnąłem powieki, a po chwili poczułem na swoim ramieniu, pocieszające poklepywanie przyjaciela. To był znak, że musimy wychodzić, a jednocześnie gest potajemnego zrozumienia. Szybkim ruchem chwyciłem w dłoń pałeczki perkusyjne, poprawiłem grzywkę, która uparcie opadała mi na oczy i wyszedłem na scenę, wraz z innymi. Zająłem swoje miejsce, jednocześnie powtarzając notację perkusyjną. Po okrzyku wokalisty, zacząłem grać. Monotonia wdarła się w coś tak pięknego, a to rozrywało mnie od środka. Na czole nie pojawiła się ani jedna kropla potu, która niegdyś mnożyła się i zalewała mnie całego. W tej chwili poczułem rozczarowanie, złość, nienawiść do tego co robię, aż w końcu zrezygnowanie. Zagryzłem mocno dolną wargę, a następnie wstałem, rzucając pałeczkami w kąt. Publiczność wybuchła dzikim okrzykiem radości, myśląc, że moje zachowanie było zaplanowane. Pozostała część zespołu wpatrywała się we mnie ze zdumieniem, zaprzestając dalszego grania. Serce zdawało się nie robić żadnych przerw, a oddechu nikt nie był w stanie opanować. Wyszedłem na środek sceny, po czym zacząłem krzyczeć, tupać nogami i rzucać się jak opętany. Wokalista i gitarzysta starali się powstrzymać mój napad, jednak bezskutecznie. Z nasileniem uderzyłem jedno z nich w twarz, co skutkowało natychmiastowym krwotokiem. Drugiego popchnąłem, a ten niefortunnie trafił w perkusję. Wciąż krzycząc podniosłem pałeczkę, którą przedtem wyrzuciłem i wbiłem ją, prosto w brzuch przyjaciela. W tej chwili publiczność zaczęła panikować. Część uciekała uderzając innych, następna garstka stała i wrzeszczała, a pozostali mdleli, widząc krew, która powolnym strumyczkiem, spływała z przygniecionej perkusji. Nie chciałem na tym skończy, więc wyciągnąłem pałeczkę, a następnie kilkakrotnie powtórzyłem poprzedni czyn. Krople ciepłej krwi drażniły moje zimne dłonie, a to napawało mnie niesamowitym zadowoleniem. Przyjaciel nie potrzebował dużo czasu, aby zimnym i pustym wzrokiem, ostatni raz spojrzeć w moją twarz. Wokalista, którego uderzyłem na początku, uklęknął, a następnie spojrzał w stronę, jeszcze ciepłych zwłok swojego brata. Na scenie panował spokój, lecz poza nią, odgrywała się wojna o przetrwanie. Ludzie tratowali się, uderzali, krzyczeli.. mimo, iż nikt nie chciał zrobić im krzywdy. Uciekł także jeden z członków zespołu. Zostałem ja psychopata i wokalista. Patrzyliśmy na siebie, nie ukazując żadnych uczuć. Podszedłem do niego, uklęknąłem obok i chwyciłem za rękę, którą od razu ubrudziłem krwią, a następnie drugą dłonią przejechałem delikatnie po jego policzku. Wszystko to wyglądało cholernie dziwnie. Po krótkiej chwili puściłem go, wyciągając jednocześnie scyzoryk z jego kieszeni; zawsze miał go przy sobie, jakby czegoś się bał. Owe narzędzie przybliżyłem do nadgarstka, a potem przycisnąłem najmocniej, jak tylko umiałem. Jechałem nim coraz wyżej, starając się nie zmniejszyć siły. Wokalista wpatrywał się w krew, która skapywała z moich rąk, na jego spodnie. Żyły, jak struny gitar, pękały. Moja twarz pobladła, źrenice zmniejszyły się, a usta stały się sine. Ręka drżała, lecz musiałem z sobą skończyć. Parę chwil, parę głuchych oddechów, parę bezwarunkowych mrugnięć oczami i jeden uśmiech, siedzącego obok przyjaciela.
Fajne?
klikać fajne
komentować :)
Odwdzieczę się :*
Polecić kogoś?
jakieś pomysły na notke??
pisać :D