Część 18
Słaba.
Beznadziejna.
Fatalna.
Naiwna.
Wrażliwa.
Pełna nienawiści do samej siebie.
Brzydka.
Ohydna.
Gruba.
Do dupy.
Do niczego.
Samotna.
Niepotrzebna.
To cała ja.
Wymieniając kolejno w myślach opisujące mnie przymiotniki, czułam narastającą złość. Kolejny raz w tym tygodniu pozwoliłam na coś, czego nie powinnam była robić. Najpierw zaśnięcie w ramionach nieznajomego, później pocałowanie byłego chłopaka. Co jeszcze miało się wydarzyć? Jaki miał być mój kolejny błąd? Czy tego w ogóle żałowałam?
Z jednej strony czułam się winna, że pocałowałam Lucasa, ale z drugiej... Nie mogłam, ot tak, przestać darzyć go miłością, tego po prostu nie dało się zrobić. Potrzeba czasu, by uczucia osłabły, może nawet i zgasły... Najpierw sama musiałam siebie przekonać, że już nic do niego nie czuję, dopiero później wszystkich dookoła.
- Przestań tyle myśleć - skarciłam się cicho.
Na odstresowanie wzięłam tabletkę o magicznym działaniu. Nie zważałam na to, że to już kolejna w ciągu jednego dnia. Nic złego przecież nie mogło się stać. Tylko troszkę okłamywałam swój organizm, ale to nic takiego.
- Bu! - usłyszałam, po czym w zasięgu wzroku pojawiła się męska sylwetka. Podkoczyłam do góry i wystraszona szybko zacisnęłam dłoń w pięść, żeby ukryć saszetkę pigułek.
- Nie bój się, głupia. - Od Nathana biło przyjemne ciepło. Emanował wręcz szczęściem.
- Wystraszyłeś mnie - warknęłam i niespokojnie się poruszyłam. Proszę, żeby nie zauważył...
- Nie chciałem - powiedział spokojnie. - Wyglądasz, jakbyś miała coś na sumieniu... - Uniósł brwi do góry i przyjrzał mi się dokładnie. - Co tam trzymasz? - Wskazał na zaciśniętą dłoń.
- Nic takiego... - rzeklam wymijająco i szybko schowałam rękę do kieszeni.
- No pokaż, co tam masz. - Zbliżył się do mnie i chciał wydostać saszetkę z mojej kurtki, ale głośno krzyknęłam i to go powtrzymało.
- Co się dzieje? - Zrobił wielkie oczy.
- Nic się nie dzieje. Nie rób tak więcej. - Odwróciłam głowę, a pojedyncza łza spłynęła po policzku.
- Lily... - zaczął cicho, ale zamilkł, widząc, że cała sztywnieje.
W jednej chwili znalazłam się w ramionach chłopaka. Obejmował pewnie i mocno, jakby chciał w ten sposób dodać mi siły. Zaczęłam wbijać paznokcie w jego plecy i głośno szlochać. Nathan uspakajał mnie kojącym głosem. Ściskał coraz bardziej moje drobne ciało. Miałam wrażenie, że zaraz zgniecie wszystkie kości. Chciał mi pomóc, czułam to. Jaki kochany...
- Nie - wyrwałam się. Co ja do cholery wyprawiałam?!
- Dlaczego? - spytał ze zmartwieniem. - Możesz mi zaufać.
- Co ty sobie wyobrażasz? Wkraczasz buciorami w moje życie, gdy nawet cię do niego nie zapraszałam! - krzyknęłam wkurzona. Musiałam na kimś wyładować nadmiar emocji...
- Próbuję ci pomóc - szepnął. - Widzę, że się męczysz.
- Zdaje ci się. - Usiadłam na krawężniku i podkuliłam nogi pod brodę.
Towarzysz dołączył do mnie. Siedzieliśmy w ciszy, podziwiając gołębie, które po chwili odleciały. Wiatr smagał moją bladą twarz, poruszał poplątane włosy. Minuty mijały, a my bezinteresownie wpatrywaliśmy się w przestrzeń.
- Nienawidzę ludzi - przerwałam w końcu grobową ciszę. - Ciebie też nienawidzę.
- Dlaczego? - spytał ze stoickim spokojem.
- Bo ze mną rozmawiasz, próbujesz mnie zrozumieć. To bez sensu.
Tym bardziej, że ja sama siebie nie rozumiem.
- Nic nie jest bez sensu - powiedział pewnym głosem.
- Oczywiście, że jest. Tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy.
- Zawsze byłaś taką pesymistką? - Spojrzał na mnie i przekrzywił głowę w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Nie jestem pesymistką - zaprzeczyłam. - Jestem realistką.
- Realistką, która widzi świat w samych ciemnych barwach...
- Ważne, że w ogóle go widzę - szepnęłam i zamknęłam oczy.
Nasza dziwna rozmowa w tym momencie się zakończyła. Sądziłam, że chłopak sobie po prostu pójdzie, ale on cały czas przy mnie siedział.
- Wiesz - zaczął niepewnie - w ostatnim czasie strasznie schudłaś.
- I co w związku z tym? - spytałam od niechcenia.
- To źle.
- To dobrze.
- Odchudzasz się? - Złapał mnie za rękę, przez co otworzyłam oczy. Zaskoczył mnie.
- Skąd ten pomysł? - Zmarszczyłam brwi.
- To od tego są te tabletki?
- Jakie tabl...? - zaczęłam, ale mi przerwał.
- Nie wysilaj się. Widziałem, jak bierzesz. - Wpatrywał się prosto w moje oczy. Przeszły mnie ciarki.
- Tabletki sprawiają, że nie czuję głodu - zaczęłam się zwierzać, sama nie wiedząc czemu. Miałam taką potrzebę, mimo tego że wiedziałam, że będę żałować.
- Nie możesz zastępować nimi prawdziwego jedzenia! - krzyknął z niedowierzania.
- Ależ mogę - powiedziałam pewnie i ziewnęłam głośno. Udawałam obojętną, chociaż w środku czułam podniecenie i strach. Chłopak wkraczał w intymną sferę mego życia, nie podobało mi się to.
- One cię wykańczają - szepnął.
- Zdaje ci się.
Modliłam się, by chłopak w końcu sobie poszedł.
- Jesteś taka słaba i zmęczona, że nawet nie potrafisz pilnować tego, kiedy zasypiasz - nawiązał do ostatniego wydarzenia, przez co oblałam się rumieńcem.
- To wcale nie wina tabletek - zaprzeczyłam spokojnie. Starałam się, by mój głos nie drżał. - Tak bardzo się wszystkim przejmuję, że nie potrafię już normalnie spać. Cierpię na bezsenność, a jeśli nawet uda mi się zasnąć, to się co chwilę budzę.
- Za dużo myślisz - stwierdził.
- To właśnie mój największy błąd. - Niebo po woli zaczynało robić się szarawe, więc stwierdziłam, że czas się już zbierać. - Przepraszam cię za ostatnią akcję. Nie chciałam, żeby tak wyszło - powiedziałam, wstając.
- Nie musisz przepraszać, to nie twoja wina przecież. Zdarza się najlepszym. - Uśmiechnął się czule i do mnie dołączył.
- Powiedz mi jedno... - zaczęłam niepewnie. - Jakim cudem znalazłam się w swoim łóżku?
- Zaniosłem cię tam.
- Tak właśnie myślałam. - Uśmiechnęłam się blado.
- Chodź, odprowadzę cię. - Zauważył, że się cała trzęsę, więc okrył mnie kurtką. Nie zaprzeczyłam, nie miałam już na to siły.
Ruszyliśmy, pogrążeni w ciszy.
Inni zdjęcia: 1407 akcentovaAktualne zdjęcie dawstemoja śliczna patkigdmoja kicia patkigdja patkigdja patkigd:) dorcia2700Dzień kobiet szarooka9325... thevengefulone... thevengefulone