CIĄG DALSZY CZĘŚCI 14
- Taaak? - spytałam niepewnie. Kto śmiał przerywać mi użalanie się nad sobą i światem?
- Mogę się przysiąść? - Uniósł wysoko brwi i nie czekając na odpowiedź, dołączył do mnie. Zdziwiona chciałam szybko zaprzeczyć, ale się powstrzymałam. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Zaraz chyba będzie padać - stwierdził, spoglądając na niebo. W odpowiedzi zamrugałam tylko osłupiała. Dlaczego ten dziwny osobnik bezczelnie przerwał moje rozmyślania po to, by gadać o pogodzie?
- Dlaczego siedzisz sama? - Spojrzał na mnie, przewiercając wzorkiem każdy centymetr twarzy, co mnie skrępowało. Speszona szybko odwróciłam wzrok.
Nie mogłam w to uwierzyć. Co stało się z pyskatą buntowniczką, winiącą świat za swoje niepowodzenia? Siedziała cicho, nie mogąc wydobyć z siebie głosu... To chyba jakiś żart.
- Gdzie twoi przyjaciele? - usłyszałam kolejne pytanie, które mnie orzeźwiło.
- Moi przyjaciele? - wydukałam niepewnie, nadal nie rozumiejąc, dlaczego tak bardzo mnie zamurowało.
W głowie od razu pojawiły się dwa słowa: samotność i śmierć. Tyle, że nie mogłam powiedzieć tego na głos, jeśli nie chciałam zostać uznana za niezrównoważoną psychicznie. Chłopak i tak by mnie nie zrozumiał. Podniosłam głowę do góry i z wymuszonym uśmiechem odpowiedziałam:
- Nie mam przyjaciół.
Dostrzegłam zdziwienie na twarzy towarzysza. Po chwili dołączyło do niego współczucie.
- Jak to? - spytał zdezorientowany.- Nie masz przyjaciół? Nie posiadasz żadnej osoby, z którą mogłabyś otwarcie porozmawiać? Która pomogłaby ci i zrozumiała każde zmartwienie? Na nikim nie możesz polegać? Sama znosisz swój ból i cierpienie? - Ewidentnie posmutniał, jakby w jednej chwili przejął się moim życiem. Każde kolejne pytanie sprawiało, że mój puls przyspieszał. - A co z Lexi i innymi? Ich też nie uważasz za swoich przyjaciół? - Z bólu widniejącego w moich oczach zrozumiał, że ich też nie ma na liście osób zaufanych. - Ale dlaczego?
- Przed chwilą wymieniłeś absolutnie wszystkie powody, dzięki którym mam prawo uważać, że nikt nie jest moim przyjacielem - szepnęłam mimo woli.
- Czyli zostałaś sama? - Zgarbił się i spochmurniał. W jednej sekundzie uszło z niego całe życie.
- Samiusieńka jak palec.
- Przykro mi - westchnął głośno. Wpatrywał się we mnie niedowierzającym wzrokiem.
- Niepotrzebnie - powiedziałam głosem wypranym z emocji. - Nie musisz się nade mną litować. Sama świetnie sobie poradzę.
- Nie poradzisz. Nie dasz sobie rady bez żadnego wsparcia - zaprzeczył szybko.
- Nie martw się o mnie - rzekłam pewnie, po czym spojrzałam w bok i udałam, że ptak przysiadający na gałęzi przykuł moją uwagę. - Idź już, chcę zostać sama.
- Nikt nie może zostać absolutnie sam, bo prędzej czy później zrobi coś głupiego - powiedział, a moc jego słów sprawiła, że trawiłam je przez kilka długich sekund.
- To prawda... - szepnęłam cicho i kątem oka na niego spojrzałam. - Ale skąd ty o tym możesz wiedzieć?
- Życie mnie wiele nauczyło, ale nie mówmy o tym. Przed chwilą sama przyznałaś, że miałaś w planach zrobić coś głupiego. - Zmarszczył brwi w oczekiwaniu na moją reakcję, odpowiedź.
- Zawsze to robię.
- Tak więc nie pozwolę ci więcej na to.
- Nie bądź śmieszny. Niby kim ty dla mnie jesteś, żeby mówić mi, co będę, a czego nie będę robić? - Ta rozmowa zaczynała powoli działać mi na nerwy. Nie zmierzała w konkretną stronę i to mnie nudziło. Na dodatek chłopak zaczynał posuwać się zbyt daleko, jakby myślał, że jest Bóg wie kim i jeśli powie Bóg wie co, to mam się tym przejąć.
- Nieznajomym, nikim. - Wziął głęboki wdech i kolejne słowa wypowiedział szybko, lecz stanowczo. - Jednak jeśli pozwolisz, chciałbym od dzisiaj być twoim jedynym przyjacielem.
- Że co?! - Prawie zakrztusiłam się własną śliną. Albo oszalałam, co mogłoby być bardzo możliwe, zważywszy na wydarzenia z ostatnich tygodni, albo to on miał nierówno pod sufitem i szczerze powiedziawszy, wolałabym trzymać się tej wersji. - Mowy nie ma. Zapomnij w ogóle, że mnie spotkałeś i odejdź. - Wstałam gwałtownie. Byłam gotowa odejść, ale towarzysz złapał mnie za rękę i szarpnął tak mocno, że upadłam prosto na niego i znalazłam się kilka milimetrów przed jego twarzą.
- Nigdzie nie idziesz - powiedział tonem, który nie znosił sprzeciwu.
- Jeśli zaraz mnie nie puścisz... - wycedziłam przez zęby, jednak chłopak nie przejął się moją groźbą, a uścisk na nadgarstku zwiększył się. Otworzyłam usta gotowa, by krzyknąć, ale w ostatniej chwili towarzysz uniemożliwił mi to, zakrywając je wolną ręką.
- I tak mi nic nie zrobisz, wiesz o tym doskonale - spojrzał prosto w moje oczy. Patrzył tak długo, aż odwróciłam wzrok, po czym mnie puścił. - Nie rozumiesz, że chcę ci pomóc?
- Nie musisz mi pomagać. Nie prosiłam cię o to.
Wyprostowałam się szybko i poprawiłam bluzę. Starałam się unormować oddech. Od dawna nie miałam z nikim tak bliskiego kontaktu, w związku z czym wydarzenie sprzed chwili zadziałało na mnie jak kubeł zimnej wody.
- Zastanów się nad tym, bardzo cię proszę - wstał powoli z ławki, dokładnie dobierając słowa.
- Powinieneś się leczyć! - krzyknęłam i odwróciłam się na pięcie z zamiarem ucieczki.
- Wypraszam sobie, ale to nie ja chodzę do psychiatry! - wycedził wściekły. Chyba miał dość mojej zawziętości. Widać było, że nie takiej reakcji się spodziewał.
- Co? - Stanęłam jak wryta, wrośnięta w ziemię. Przez kilkadziesiąt sekund patrzyłam przed siebie, nie mogąc wykrztusić żadnego słowa. Dlaczego chłopak tyle o mnie wiedział? Zaczynało mnie to przerażać... - Skąd wiesz? - spytałam cicho, po czym odwróciłam się w jego stronę.
- Widziałem... Wybacz, nie chciałem tego powiedzieć - skulił się i w jednej sekundzie zamienił w przerażonego, niewinnego chłopczyka. Wystawił rękę z zamiarem dotknięcia mnie, ale ja szybko odskoczyłam do tyłu.
- Nie dotykaj mnie! - Krzyknęłam i uciekłam.
Inni zdjęcia: 1407 akcentovaAktualne zdjęcie dawstemoja śliczna patkigdmoja kicia patkigdja patkigdja patkigd:) dorcia2700Dzień kobiet szarooka9325... thevengefulone... thevengefulone