PROLOG
Stała patrząc drętwo na łóżko. Zbierała się w sobie, by sięgnąć po ubrania. Czarna koszula, czarne spodenki z ćwiekami i czarne rajstopy - wydawać by się mogło, że w tak gorący dzień dziewczyna mogłaby się w tym ugotować. Jednak jej dusza była tak bardzo rozbita, że nawet to całe ciepło by do niej nie dotarło. Wszystkie myśli były przepełnione największym chłodem. Pozbawiona życia wyciągnęła rękę przed siebie i złapała za rajtuzy. Wciągnęła je na nogi. Resztę ubrań ubrała tak samo zrezygnowana. Zapinając ostatnie guziki koszuli podeszła do lustra. Wpatrywała się w swoje odbicie. Ukazała jej się wysoka brunetka o długich, prostych włosach. Czoło zakryte miała grzywką, która ułożona była na bok. Oczy koloru zielonego przypominały szmaragdy.
- Agnes! - Doszedł ją głos z dołu.
- Już idę! - Pomieszczenie wypełnił jej cieniutki głosik. Dziewczyna w pośpiechu złapała za tusz i maznęła nim rzęsy. Starała się jakoś zakryć podpuchnięte oczy - ślad długiego płakania.
Schodząc cichutko, ale zwinnie po schodach przeczesała włosy palcami. Zauważyła najbliższych czekających na nią przy wejściu. Dziewczyna minęła ich bez słowa i boso przeszła do kuchni. Nie lubiła chodzić w kapciach. Tak było jej najwygodniej. Nie zwracała uwagi na zimno bijące z posadzki. Była do niego przyzwyczajona.
Po chwili dopadła się do dzbanka napełnionego wodą i przyłożyła go do ust zbyt gwałtowanie. Niewielka ilość cieczy wylądowała na jej twarzy.
- Niech to szlag - przeklęła cicho. Wzięła kilka głebokich wdechów i ruszyła w stronę wyjścia. Po drodze założyła glany.
- Jak się czujesz? - Do dziewczyny podeszła rudowłosa Kate. Była jej najlepszą przyjaciółką.
Agnes popatrzyła jej w oczy. Z tego spojrzenia można było wyczytać tyle bólu, że aż serce krajało się z żalu. Widać było, że nie była w stanie wypowiedzieć ani słowa. Na to wszystko jej przyjaciółka zareagowała dość spokojnie. Przytuliła ją wypowiadając jakieś uspokajające wersy.
Dziewczyna zacisnęła mocno oczy. Nie pozwalała lecieć łzom. Po chwili poczuła, jak Kate łapie ją za koszulę i wbija mocno palce w plecy. Było jej tak samo ciężko.
- Koniec tego, bo znowu się rozpłaczę - brunetka odsunęła się od przyjaciółki.
- Chodźmy - powiedział Victor, który niedawno się przy nich pojawił.
***
W kościele wszyscy siedzieli cicho ze spuszczonymi głowami. Większość przykładała chusteczki do nosa. Agnes patrzyła na to wszystko pustym wzrokiem. Nie miała siły już płakać. W ciągu ostatnich dni wylała hektolitr łez.
- Emily i Johny na zawsze pozostaną w naszych sercach. - Głos księdza rozszedł się po budynku. Tymi słowami zakończył mszę. Ludzie zaczęli wychodzić tłumami. Dziewczyna jednak została w środku jako jedna z niewielu. Posiedziała chwilę, a potem ruszyła na cmentarz.
***
Grabarze podnosili łopaty i zasypywali trumny. Góra, dół, góra, dół. Straszny widok. Wiele osób płakało. Agnes nie wytrzymała emocjonalnie i wybuchła płaczem.
- NIE! - Wydarła się na cały głos. - Nie zakopujcie ich! - Podbiegła do mężczyzn. Wszyscy w jednym momencie skupili na niej wzrok. - Oni zaraz się obudzą! - Spanikowana złapała się za włosy. Płakała i darła się. Nie mogła znieść tego wszystkiego. Z jej otwartych ust wydobywał się krzyk zmieszany ze szlochem. Dwóch jej przyjaciół, nieźle zbudowanych - Victor i Dareck - podbiegli do niej i złapali ją za ręce. Dziewczyna mimo tego, że wyglądała na bardzo kruchą, nie dawała im się i szarpała z nimi. Ciągle się wyrywała. Nie zwracała uwagi na ich ręce wbijające się w jej ramiona. - NIE! - Zaczęła ich kopać i bić. Zachowywała się, jakby potraciła zmysły. Miała nadzieję, że oni zaraz się obudzą. - ZOSTAWCIE ICH! - Padła z wyczerpania na kolana. Dłońmi zakryła twarz. Ludzie patrzyli za nią ze strachem w oczach. Biedna dziewczyna, myśleli. Grabarze jednak ignorowali jej krzyki i kopali dalej. Oni byli przyzwyczajeni do takich sytuacji. Nieraz pewnie byli świadkami podobnych scen. Życie nauczyło ich, że im szybciej to zakończą, tym szybciej dziewczyna przestanie się rzucać.
- Oni nie wiedzą, że Emily i Johny zaraz się obudzą - powiedziała do siebie. - Wszyscy się mylą. To niemożliwe, żeby oni nie żyli! Chcę cofnąć czas! - zachowywała się jak dziecko, które gdy powie, że coś chce, to zaraz to dostanie. Tym razem jednak tak się nie stało. Nikt nie reagował na jej zachcianki.
Ostatni stuk łopaty, zamach i głos spadającego piachu. Dziewczyna podniosła lekko głowę i popatrzyła dokoła. Była głównym obiektem zainteresowania. Większość osób spoglądała na nią ze współczuciem. Zachowywali się tak, jakby to był jej pogrzeb.
- Na co się tak gapicie?! - Krzyknęła do nich. Kate odważyła się położyć jej rękę na ramieniu. Odwlekała to trochę czasu. Bała się, że na nią też przyjaciółka zacznie krzyczeć.
- Chodź stąd - jej spokojny głos był niczym ukojenie dla Agnes.
- Nie, nie, nie! Nigdzie nie idę! Nie zostawię ich. - Pokazała ręką na grób. - Przecież oni leżą tam na dole, zakopani! Zaraz zabraknie im tlenu! - Złapała się za głowę. Musiała coś zrobić. W głowie powstawało jej mnóstwo planów. W końcu pod chwilą presji podbiegła do faceta ubranego na czarno i wyrwała mu łopatę z rąk. Jeden zamach, drugi.
- Agnes, przestań! - Kate wyrwała przyjaciółce narzędzie z rąk i odwróciła ją w swoją stronę. - To nic nie da! - Powiedziała pewnie. Złapała jej twarz w dłonie. - Oni nie zyją - szepnęła. Agnes odsunęła się od niej powoli. Co ona wygadywała? Przecież oni.. Popatrzyła po wszystkich, potem na swoje ręce i na łopatę.
- Oni nie żyją - powtórzyła. - NIE ŻYJĄ! - Zrezygnowana krzyknęła z całej siły. Echo rozniosło się po całym cmentarzu. Wszystkie ptaki ze strachu odleciały z drzew. - Byłam głupia! Myślałam, że to coś da! Że jeśli nie dopuszczę do siebie całej prawdy, to wszystko się odmieni, będzie jak dawniej! Ja.. Ja.. - zaczęła się jąkać - chciałam odkopać ich grób! Boże co ja chciałam zrobić! - Garściami wyrywała sobie włosy z głowy. Mówiła, jakby zwariowała, straciła zmysły. Jej stan doprowadził ją do takiego stopnia, że nie była w stanie racjonalnie myśleć. Szybko padła na kolana i zaczęła dłońmi uklepywać ziemię w miejscu, gdzie została przed chwilą poruszona. "Oni nie żyją. Oni nie żyją" - Cały czas powtarzała sobie w głowie te zdanie. Nie dopuszczała do siebie innych myśli.
Kate kucnęła przy przyjaciółce, złapała ją za ręce i starała się uspokoić.
- Szz - przytknęła jej głowę do swojej klatki piersiowej. - Nic się nie stało - mówiła łagodnym głosem. Wiedziała, jak jej spokojny ton na nią działa.
- Oni nie żyją! - Krzyknęła Agnes i po chwili nastąpił kolejny atak furii. Wiła się na ziemi, kopała i starała się wyładować jakoś emocje. W końcu przyciągnęła kolana do klatki piersiowej i spokojnie usiadła. - Jak oni mogli mnie zostawić - powiedziała cicho. Patrzyła w ziemię, a jej wzrok nie ukazywał żadnych emocji.
Zaryczana skuliła się w kulkę. Ludzie jakby niby nic podchodzili i składali kwiaty i wieńce na grobie. Byli ślepi na cały ból i cierpienie dziewczyny. Nie starali się jej pomóc. Ona modliła się, by ten dzień już się zakończył.
Do garstki przyjaciół podszedł brat sieroty. Jego blond włosy poruszane przez wiatr były w nieładzie. Pod oczami widniały sińce - ewidentny znak płakania. Kto mówił, że chłopaki nie potrafią płakać? Że nie mają uczuć? Ten jak najbardziej był w błędzie.
Chłopak swoimi silnymi rękami objął dziewczynę i zwinnie ją posadził. Pogłaskał jej policzek. Przyglądał się jej zaczerwienionym oczom.
- Nie płacz, Aniele - powiedział delikatnym głosem.
- Paul.. - Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. - To tak boli. - Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Chłopak automatycznie ją wytarł.
- Wiem.. - Pochylił się nad dziewczyną i pozwolił by się w niego wtuliła. Po chwili oboje płakali. Byli w tak samo tragicznym stanie. Nie chcieli myśleć, jak to wszystko teraz będzie wyglądać. Bez Nich.
***
Słońce widniało już ledwo na horyzonie ukazując piękne barwy na niebie. Zaczęło się robić trochę chłodno. Dziewczyna gwałtownie się zatrzęsła. Chłopak to wyczuł i podał jej bluzę, po czym wstał i skierował się do grobu. Chwilę nad nim postał. W końcu położył białą różę na dyżym stosie wieńców. Nieprzytomnym wzrokiem popatrzył daleko w dal. Po jakimś czasie odwrócił się w stronę siostry. Wziął ją na ręce i zaniósł do domu.
- Zajmę się tobą - wyszeptał jej do ucha, gdy już leżała w swoim łóżku. Pocałował ją czule w czoło, potem w nos, a na koniec zawachał się nad jej ustami.
- Dobranoc - wyszeptał i odwrócił się. Chciał cicho wymknąć się z pokoju, ale dziewczyna otworzyła oczy.
- Zostań ze mną. - Poklepała miejsce obok siebie. Paul zrobił to, o co prosiła i podszedł do niej. Agnes podsunęła się i zrobiła dla niego miejsce. Gdy już się położył, wtuliła się w niego. Zasnęli w smutku, rozpaczy i żałobie.
Byli dla siebie kimś więcej niż tylko rodzeństwem.
Jak Wam się podoba początek? Chcecie żeby to było opowiadanie fantastyczne czy raczej realne?
35 fajne - kolejna część