Razor blade
Cześć, jestem Marcelina. Mam dwadzieścia dwa lata. Od roku studiuje na wydziale psychologii w Warszawie. Są to studia dzienne. W weekend dorabiam sobie jako barmanka w pobliskiej kawiarni. Mieszkam w małym mieszkanku m3 z widokiem na piękne oblicze Wisły, które odziedziczyłam po ciotce Klarze, która zmarła na raka. Dlaczego mieszkam w Warszawie, dlaczego nie sprzedałam mieszkania i nie pozostałam w Łodzi? Najwidoczniej zapragnęłam uciec od tego wszystkiego, co spotkało mnie w moim rodzinnym mieście..
A wszystko zaczęło się, gdy miałam czternaście lat. Zdaniem dorosłych, co ja mogłam wiedzieć o życiu? Tak, właśnie nic.. Ale doznałam wiele bólu, niż nie jeden dorosły&
Kiedy miałam trzynaście lat umarła mi mama. Ojciec od pogrzebu mamusi spędzał najchętniej czas z piękną, przezroczystą 0,7. Nie miałam wsparcia..
W moje czternaste urodziny zrobiłam to po raz pierwszy. Nie wiedziałam jakie to uczucie, ale chciałam, po prostu chciałam spróbować, jak to jest . Koleżanki opowiadały mi o tym, że podobno "pomaga", że leczy zranione serce i dusze& Na pierwszy ogień poszedł cyrkiel. Zaczęłam "rysować szlaczki" po rękach. Najpierw jedna kreska, potem kolejna, i kolejna.. Popłynęła krew.. Bolało, nawet bardzo. Przyniosło mi to ulgę, ale tylko na chwilę, na jakiś czas. Po tygodniu spróbowałam jeszcze raz. Tym razem już żyletką. Krew lała się jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.
Co wieczór myślałam o tym, co by było gdyby mama żyła i siedziała teraz ze mną. Nie mogłam powiedzieć tego przyjaciółce, bo nie wiem, co by z tym zrobiła, a tata jak pił tak pił. Popadał w jeszcze większy nałóg, tak samo jak ja..
Cięłam się regularnie, minimum raz w tygodniu. Musiałam wykonać chociaż jeden ruch. Mógł to być: cyrkiel, żyletka, nożyczki albo kawałek szkła. Musiało być to coś ostrego&
Wszystko było dobrze, aż do czasu wakacji. Coraz cieplejsze dni, a z tym więcej czasu spędzonego na dworze. Na moich nadgarstkach pojawiały się bandamki czy masy bransoletek.. po prostu wstydziłam się tego mojego samookaleczenia&
Postanowiłam z tym skończyć. Zaczęłam ciąć się coraz mniej i rzadziej. Był to dla mnie duży plus, bo wiedziałam, że z dnia na dzień mój nałóg staje się coraz słabszy. Cieszyłam się.. tylko kiedy za każdym razem spojrzałam na moje nadgarstki przypominały mi się tamte chwile, wracały wspomnienia&
Wszystko było pięknie do czasu, gdy poznałam pewnego chłopaka - Marcina. Chodził do mojej szkoły, a nawet i do mojej klasy. Miał 16 lat. Zakochałam się w nim. Można nazwać to miłością od pierwszego wejrzenia. Miał boskie zielone oczy i blond włosy z grzyweczką, którą zaczesywał na lewą stronę. W dodatku jeździł na bmx. Z czasem zaczęliśmy się do siebie zbliżać, nawet staliśmy się przyjaciółmi. Byłam wniebowzięta.
Czar prysł z chwilą pojawienia się Oliwii, podłej plastikowej czarnulki. Nie wiem czemu ona podobała się Marcinowi, przecież miała kilo tapety na ryju.. Nie widziałam jeszcze takiej osoby.. Pomijając jej wygląd to weszła mi w drogę, w drogę do jego serca.. Znowu nadszedł ten stan, znów zaczęłam się ciąć mimo, że obiecałam sobie, że już tego nigdy nie zrobię. Przecież miałam 16 lat! Po raz kolejny powróciła ta bezradności.. Kolejne cięcia, kolejne krople krwi spływające mi po dłoniach i kolejne blizny.. Nienawidziłam siebie.. Cięłam się, bo najwidoczniej chciałam ze sobą skończyć, skończyć te pieprzone życie, w którym głównym bohaterem jest żyletka i ta zjebana bezbronność przed światem..
Był taki czas, że bałam się wychodzić z domu. Nie chciałam, żeby ktoś widział mnie w takiej rozsypce. Co z tego, że miałam 16 lat? Co z tego, że się cięłam? Było to dla mnie mało ważne i zarazem normalnym elementem życia codziennego. Każdego dnia wieczorem siadałam ze słuchawkami w uszach i rozmyślałam nad sensem swojego życia.. Wtedy, gdyby nie interwencja koleżanki mojej mamy, nie było by mnie tutaj.
Była to Wigilia, dzień spotkań z najbliższymi. Problem w tym, że ja tych bliskich nie miałam. Owszem, kochałam tatę, ale nie miałam w nim jakiegoś wielkiego uczucia. Tego dnia przyjechała do nas mamy koleżanka - pani Ania, aby złożyć nam świąteczne życzenia. Lubiłam ją, miała dobre podejście do życia, była moim autorytetem. Podczas dzielenia się opłatkiem zauważyła moje głębokie blizny. Wzięła mnie za rękę, podwinęła rękawy i zobaczyła moje szlaczki. Nie, nie myślcie, że ona na mnie krzyczała. Spojrzała tylko na mnie i zaczęła ze mną rozmawiać na osobności. Wytłumaczyłam jej wszystko, całą sytuacje, która zaistniała. Przytuliła mnie wtedy i powiedziała: Nie poddawaj się, bo tylko wtedy dojdziesz na sam szczyt.
Od razu po świętach byłam umówiona z psychologiem. Pierwsze spotkania były bardzo trudne i ciężkie dla mnie oraz dla mojej psychiki, ale musiałam dać radę. Wiedziałam, że jeżeli teraz tego nie zakończę, to już nigdy nie dam sobie z tym rady, dalej będę się ciąć&
Po miesiącu spotkań widziałam kolosalną różnicę. Już zakończyłam okres robienia szlaczków. Byłam z siebie dumna.
Na wizyty chodziłam do 18 roku życia, aż poczułam że jestem na tyle silna, by stanąć na nogi od nowa, jak nowo narodzona.
Od ostatniej wizyty minęły 4 lata, a ja nadal się wstydzę swoich czynów. Mimo tego, że już się nie tnę to wiem, że oszpeciłam swoje ciało. Na rękach mam wiele blizn, które będą towarzyszyć mi do ostatnich dni. Jest to bardzo wstydliwy temat dla mnie, ale teraz wiem, że mogłam się wcześniej przyznać i poprosić o poradę bliską mi osobę.
Teraz żyję dniem dzisiejszym i nie zaglądam w przeszłość. Mam chłopaka Igora, którego kocham nad życie. Studiuję..studiuję? No właśnie, teraz już chyba wiecie dlaczego akurat psychologia. Chce pomagać ludziom z tym samym problem, który stale rośnie i rozpierdala im realną rzeczywistość. A co z ojcem? Od tego czasu gdy mieszkam w Warszawie, zerwałam z nim kontakt. Nie umiem spojrzeć mu w oczy..wiedział, że było mi ciężko po śmierci mamy, a on tak po prostu zostawił mnie dla jakiejś tam wódki.. Najlepiej to niech zgnije w tej pipidówce.. ale to mój tata i w głębi serca go jednak kocham..
Teraz już wiecie, że cięcie to jednak nie najlepsze rozwiązanie problemów. Najlepiej porozmawiać z bliską osobą, o czym ja zapomniałam od samego początku. Mam nadzieję że moja historia chodź trochę was czegoś nauczyła. I pamiętajcie szczęście jest najważniejsze!
Wasza przyszła psycholog Marcelina. ;)
Podoba Wam się? Klikamy FAJNE!
Inni zdjęcia: Zamek Czocha purpleblaackSparta 2praga - Opava wroclawianinMalina lepionkaSikora bogatka slaw300Troska. rainbowheroineNie ma Ciebie rainbowheroine‘Nie chciała się zgodz martawinkel9 / 03 / 25 xheroineemogirlx1407 akcentovaTurkusowo, fioletowo i w Pumie xavekittyx