Brak rodzicow, brak rodzenstwa, brak prawdziwego domu. Jednak nie kazdy to docenia. W wieku 6 lat stracilem wszystko. Rodzice zaczeli pic, rodzenstwo sie wyprowadzili a ja sam musialem zostac. Nie bylo gdzie sie podziac , chcialem uciec . Uciec z tej patologii. Moi bracia nie mieli ze mna zadnego kontaktu. Opiekunowie mieli mnie w szerokim powazaniu. A ja sam . Dziadkow rowniez nie mialem bo odeszli z swiata zanim sie pojawilem na swiecie. Wracajac ze szkoly do tej patologii bo inczej tego nazwac nie mozna zobaczylem jak moi rodzice pakuja wszystkie ubrania z mojej szafki. W drugim pokoju zauwazylem dwoch panow i pania ktora jej twarz wyglada na bardzo sympatyczna. Zdezorientowany zapytalem o co chodzi. Przemila pani ubrana w granatowa spodnice zaczela tlumaczyc :
- Witaj Ernescie, znalazlam sie tutaj z moimi kolegami, aby Tobie pomoc.
- Mi pomoc? Przepraszam bardzo ale od 11 lat nikt mi nie pomagal i nie potrzebna mi pomoc. Sam bardzo dobrze sobie radze! - wykrzyknal jako 11letni chlopiec.
Po kilku dniach znalazlem sie w domu dziecka. Chcialem zapomniec o swoim domu i moim koszmarnym dziecinstwie. Zamykajac oczy widzialem swoj dom a w nim puste butelki po najtanszej prycie oraz po lubelskiej wodce. Na kazdym kroku byl taki sam obraz.
Minely 3 lata. Poszedlem do gimnazjum, poznalem nowych przyjaciol kolegow oraz kolezanki . Dzien jak codzien czyli wrocilem do domu dziecka i zaczaeml odrabiac lekcje. Do pokoju zapukala opiekunka informujac mnie ze mam goscia. Nie mialem pomyslu kto to moze byc. Po 15 minutach do pokoju weszla zupelnie obca mi osoba. Poprosila mnie o chwile rozmowy. Oczywiscie sie zgodzilem . Starsza kobieta miala na imie Grazyna. Powiedziala mi rowniez ze jest moja ciocia . Niestety zostawila swoja siostre czyli moja mame gdy miala 20 lat. Musiala wyjechac za granice do pracy a moja mama Irena zostala w Polsce wraz z moim ojcem. Ciocia Grazynka chciala sprobowac aby mnie zaadaptowac i stworzyc normalna rodzine. Formalnosci trwaly pol roku. Wkoncy sie doczekalem. Spokojny dom , tutaj sa warunki w ktorych moge zyc. Dobrze dogadywalem sie z ciocia . Nauka w szkole szla mi coraz gorzej. Kiedy poszedlem do technikum olalem to wszystko. Zrozumialem ze nie mam dla kogo sie starac. Przyjaciele mnie rowniez nie rozumieli. Nie wierzylem ze jednego dnia moze sie wszystko zmienic, ze poznam kobiete mojego zycia. W mojej malej miejscowosci na imprezie zauwazylem pewna dziewczyne, ktora mi sie spodobala. Podszedlem do niej i sie zapytalem czy zatanczy ze mna. Rozmawialismy do konca imprezy. Wymienilismy sie numerami telefonu. Za kilka dni zadzwonilem z pytaniem czy ma ochote na krociotki spacerek po plazy. Umowilismy sie na godzine 9. To byla piekna noc. Wschod slonca, piekna dziewczyna i randka. Przez kilka miesiecymiedzy nami ukladalo sie coraz lepiej. Nie obchodzilo mnie to ze w szkole jest zle lub z ciotka nie dogaduje sie. Wazna jest ona, dziewczyna, ktora miala na imie Paulina. Dnia 14 lutego poprosilem ja o reke , kiedy mielismy po 24 lata. Inteligetna dziewczyna pracowala jako lekarka a ja bylem strazakiem . Dwa lata po ich slubie na swiat przyszedl maly Krystian. To byla milosc od pierwszego wejrzenia. I tak zostalo do konca ich dni. Majac po 60 lat wybrali sie na most w ich miejscowosci . Zawiesilem klodke na ktorej miescily sie dwa imiona "Paulina+Ernest".