"Nie zrozum mnie źle, kocham Cię, ale nienawidzę bardziej."
Mam wyjebane bo co bym kurwa nie zrobiła bedzie zawsze źle.
Wiesz, że hejty mam z natury gdzieś, dlatego nie mam z tym problemu możesz mówić co chcesz
Udajesz, że jesteś szczęśliwa. Okłamujesz wszystkich którzy są najbliżej Ciebie. Pod uśmiechem kryjesz ból i największe cierpienie. Ile jeszcze będziesz tak żyć?
A i choćby wystawili przeciw wielką armadę,
Ty się nie ugniesz, nawet sam, przecież dasz radę.
Zazdrosnych mnóstwo, gdy patrzą w lustro,
Nie mogą znieść obrazu, mają dość, że są bez wyrazu.
Przepraszam, że widzicie we mnie kogoś kim nie jestem,
Że kłuję w oczy denerwuje każdym drobnym gestem.
"Ludzie mówią "weź się lecz się",
Sam się weź się, lecz się, kurwa, co jeden lepszy ekspert."
"Nienawidzę ludzi za każde kłamstwo, które musiałem połknąć, żeby teraz nim rzygać."
"Moje życie jest zbieraniem gówna do kupy."
"Są sprawy z którymi jesteś sam nawet gdy chcą ci pomóc. Obawy, których nie wytłumaczysz, choćbyś chciał nikomu."
I masz problem, że oddycham Twoim tlenem, to złap go w słoik i przypierdol cenę.
Jeśli rapu słuchają dzieci, to weź się ucisz, może właśnie dzięki niemu wyjdą na ludzi.
I czym były tamte dni, które zostawiły nam tylko łzy. Wspólne fotografie, spal je, już nie pozwól by wracały wspomnienia. Dziś już, nie chce pic, już nie chce żyć, bo bez Ciebie, nawet nie wiem jak. Już mam dosyć Ciebie i Twoich kłamstw. Przykro mi ale, przepadł nasz czas.
Miał tego dość. W niebo skierował oczy. Ona tam była i kazała mu skoczyć. Zrobił ten krok. Już dawno chciał się zabić. Tego nie da się naprawić.
Hipotermia, zimny wiatr, rozwiewa ślad po niespełnionych marzeniach. Gdzieś tam głęboko na dnie mojego zmarzniętego serca, a ja nie umiem znaleźć w sobie światła, nawet w świetle dnia.
I gdy przez gardło spłynął znowu kieliszek, chciałeś wykręcić jej numer i ją usłyszeć.
Ona też tak miała pewnie setki razy, bo przecież była od Ciebie uzależniona.
I uwierz mi, że daleko jest azyl, ale nie możesz zadzwonić, bo wtedy dasz się pokonać.
"Dzień jak co dzień, poranek jak każdy inny, raz śnieg, raz deszcz, czasem trochę słońca. Mówią - ryj nie szklanka, nie zbije sie, ale blizny pozostają. To nie był pierwszy raz, to był ostatni raz.."