Kolejna szrama. Kolejna blizna. Kolejna dawka bólu. Boli? Nie, pozory... A pozory często mylą. Za często. Kochałam go. Kolejny sznyt. Tak do szaleństwa. Ostry scyzoryk błądzi po mojej cienkiej skórze. Sprawdzałam. Przeciąłby ją w sekundę. Ale ja nie chcę skończyć. Następna czerwona plama. I co z tego? Gdy boli fizycznie, nie boli w środku. Tylko na zewnątrz. Nie mogę w domu. Ktoś by mnie nakrył i do psychologa wysłał. Tego by brakowało. Nie jestem nienormalna! Ja po prostu nie chcę, żeby bolało. W środku. Zamknęłam się w nieczynnej toalecie. Damska, czy męska, rybka mi to. Ważne, że nieczynna. Popatrzyłam na mój nieodłączony przedmiot. Scyzoryk. Jakie to& Pospolite& Rzuciłam nim o ścianę. Z torby odczepiłam agrafkę. Zawsze kochałam się w agrafkach. Są takie ostre& Otworzyłam jedną. Rozejrzałam się po moim ciele. Zdjęłam polarową bluzę. Nie służyła mi za ciepło. Osłaniała moje blizny przed cudzym okiem. Na moich rękach było już tyle fioletu, czerwieni& Strupów też. Ale znalazłam czyste miejsce. Wbiłam. Bolało? Nie& Pozory. Pociekło. Cholera, będę musiała coś wymyślić przed rodzicami. Nie mogą zobaczyć plam krwi. Nadal zastanawiam się jak mogą być aż tak ślepi, żeby nie widzieć moich ran? Aż tak mało ich obchodzę& Po co mieli by się mną przejmować& Mam tego dość! Pozwoliłam agrafce tańczyć jak chce. Zaczęła pisać. Jego literę. Imię. STOP! Muszę zapomnieć& Muszę zapomnieć o NIM. Muszę zapomnieć o niekochających rodzicach. Zapomnieć o beznadziejnej przyszłości! Zapomnieć Tylko tego chcę.
- Karolina? Jesteś tu?- usłyszałam.
Michał. Szuka mnie. Jedyna osoba, która się mną przejmuje. Mało? Sama nie wiem& Powinno być wystarczająco.
- Karola?- powtarzał. Skuliłam się w sobie. Wbiłam agrafkę mocniej. Mocniej. Niech boli. Chcę się wreszcie doprowadzić do płaczu. CHCĘ!
- Boże& - szepnął- dziewczyno, zgłupiałaś? Co ty wyprawiasz?!- Podbiegł. Wyciągnął agrafkę. Nie bolało. Pozory. Czerwony strumyczek. Małe źródełko. Rzeka.
- Co ci odbiło?!
- Oddaj- powiedziałam cicho.
- Nie ma mowy! Wstawaj. Chodź. Opatrzymy te rany.
- Oddaj- powtórzyłam.
Spojrzał na mnie przerażony.
- Oddaj- znowu odezwałam się. Nie wiedziałam czemu.
- Nie- powiedział stanowczo. Podszedł do mnie. Wyjął chusteczkę z kieszeni. Wytarł krew. Ze mnie, nie z podłogi. Jakie to dziwne& Chyba po raz pierwszy byłam ważniejsza niż podłoga. Pociekła łza. Nie. Nie czerwona. Przezroczysta. Wytarł i ją. Delikatnie. Palcem. Nie brzydził się mnie dotknąć. Nie on&
- Czemu?- zapytał tylko.
Po chwili milczenia odparłam
- Nie wiesz o mnie nic.
-Co ty pleciesz?
- Nie wiesz o mnie nic- powtórzyłam.
- Wiem więcej, niż ci się wydaje.
- Co wiesz?
- Jesteś Karolina. Najwspanialsza osoba na ziemi. Najśliczniejsza dziewczyna pod słońcem. Najbardziej dobra istota ludzka. ON, nie kochał cię. A właściwie to NIGDY tego się nie dowiedziałaś. Rodzice mało się tobą interesują. Właściwie dają ci tylko pieniądze, a tobie potrzebna jest miłość. I w nauce też idzie ci kiepsko. Ledwo co zdajesz do następnej klasy. Marzysz o miłości. I marzysz o kochających rodzicach. I o mnóstwie przyjaciół. O popularności. Żałujesz, że masz tylko mnie- mówił już jakby z wyrzutem.- Chciałabyś, żeby wszyscy cię lubili. Taką jaka jesteś. Ale ciągle chcesz być lepsza. Chcesz pokazać światu na co cię stać. Chcesz zawsze dawać z siebie 100% i więcej. Chcesz miłości. I przyjaźni.
Mówił do mnie. A ja czułam się jak otwarta książka. Jakby czytał ze mnie wszystko co ukryte jest na dnie mojej duszy.
- Kochasz czytać książki. Chcesz zostać pisarką. Poetką. Albo tłumaczką. Myślisz jednak, że jesteś beznadziejna. A jesteś rewelacyjna.
- PRZESTAŃ!- krzyknęłam. Nie wiem dlaczego. Nie mogłam tego dłużej słuchać. On znał mnie bardziej niż ja. A ja poczułam się dziwnie. Jakby ktoś porządnie uderzył mnie w twarz. Jakbym otrząsnęła się z koszmaru. I wtedy poczułam. Poczułam jak bolą okaleczona ręce. Jak bolą i nogi, które okaleczałam w nocy, pod kołdrą. Nie boli? Pozory&
- Karolka& Chodź& Nie powiemy o tym nikomu. Zostanie to między nami. Tak jak tego zawsze chciałaś. Zwolnimy się dzisiaj wcześniej z lekcji. Przestaniesz już to robić, dobrze?
Popatrzyłam na niego. Michał. Ten Michał, który zna mnie od przedszkola. Ten Michał, z którym zawsze siedziałam w ławce, który zawsze mnie rozśmieszał, który dawał spisać prace domowe. Ten, z którym uczyłam się do chemii i matmy. Ten sam Michał, za którym szalała połowa żeńskiej części szkoły. I ta sama połowa żeńskiej części szkoły nienawidziła mnie. Myślały, że jesteśmy razem. A ja patrzyłam na niego, jak na przyjaciółkę. Nie jak na chłopaka. Był moim pamiętnikiem. Tylko teraz& Takie& Świeże spojrzenie& Delikatne dłonie& Aksamitny głos.
- Dziękuję ci- wyszeptałam.
Wstałam, ale zakręciło mi się w głowie. Złapał mnie. Nie pozwolił, żeby stała mi się krzywda.
DoMi$kA
Podobało Wam się opowiadanie?