Fakt, wypada coś napisać po tygodniu nieobecności.
Nie musiałabym uzupełniać waszej wiedzy, niepełnej wiedzy na temat mojego życia. Bo i dlaczego nie miałabym zrobić wam na złość i napisać, że jestem straaaaaszną buntowniczką swojego życia. Mam w dupie ludzi, mam w dupie świat i szkołę, nienawidzę zimy i ośnieżonego podjazdu, bo zazwyczaj mam problemy rano z dotarciem do szkoły.
Nie, przecież nie o to tu chodzi.
W szkole wspaniale. Uzupełniam swoją niewiedzę wiedzą, w skutek czego dochodzi do obciążenia.
Nie narzekam na niewyspanie, na zepsute zegarki też nie narzekam, na bezsenność tym bardziej. Do wszystkiego jestem w stanie się przyzwyczaić, nawet do bawarki, której praktycznie do tej pory nie znosiłam, ale..
względem przypadku, zdążyłam się do niej przekonać.
Z każdym dniem zbliżamy się do śmierci. Narzekanie wydawałoby się tutaj nie na miejscu.
Nie rozumiem skąd tyle chorego, nie zdrowego możnaby rzec, pozytywizmu wdarło się do mojej świadomości, która odbiera sygnały od poświadomości, która wysyla wyraźne protesty. Te natomiast są zagłuszane wewnętrzną potrzebą, uśmiechu i zabawy życiem. Dobrze, dobrze, dobrze jest tak naprawdę.
Zapomniałabym, za zdjęcie wszelkie podziękowania należą się Siemensowi.