Usunęłam ostatni wpis.
Nie wiem dlaczego, był chyba zbyt melancholijny.
W każdym bądź razie jest o wiele lepiej.
Od poniedziałku startuje już z dietą, nie tylko ograniczaniem jedzenia.
Mam pozytywne podejście do tej sprawy, nawet bardzo!
Do 25 lutego muszę mieć 49, co prawda to dużo czasu, ale nie chce wywoływać na sobie niepotrzebniej presji.
Krzyczę!
Krzyk jest niedorzeczny. W niczym nie pomaga. nic nie naprawia, niczego nie rozwiązuje.
Krzyk jest negatywny. Wywołuje agresję, złe emocje, płacz.
Krzyk jest agresywny. Narusza sferę emocjonalną drugiego człowieka. Rani psychicznie i często towarzyszy mu wyżywanie fizycznie.
Krzyk burzy harmonie, spokój, to co budujemy.
Nie lubię krzyczeć.
Stoję w tłumie ludzi. Rozglądam się dookoła.
Nie mogę się ruszyć. Nie mogę nic zrobić.
Mogę tylko krzyczeć i liczyć na to, że ktoś mnie usłyszy.
Niektórzy słyszą.
Myślą, że krzyczę z radości.
Krzyczę bo coś mnie rani.
Ja siebie ranię.
Kocham być szczęśliwa.
Kocham się śmiać.
Kocham Cb.
Waśnie dlatego krzyczę.
Bo sama sobie na to chwilami nie pozwalam.
Może ktoś mi pomoże.
Zrobi coś, żebym przestała.
A jak nie chce przestać...?
To krzyczę.
Ale teraz jest cudownie, uwielbiam te dni!
45 kg
Byle nie więcej.
Byle nie mnie.
P nie byłby zadowolony...
Miłego wieczorku!