Znowu znalazłam się w punkcie, gdy nie wiem, dokąd zdążam. Wygląda na to, że co kilka lat burzę całe swoje życie i zaczynam je budować od nowa. Nieważne, co zrobię, i jak bardzo się staram, bo i tak nie osiągnę wyżyn błogostanu, prosperity i bezpieczeństwa, jak wielu innych ludzi. Nie mówię o zostaniu milionerką, życiu długo i szczęśliwie. Chodzi mi tylko o to, aby wreszcie móc się zatrzymać, przestać robić to, co robię, rozejrzeć się dookoła, odetchnąć z ulgą i pomyśleć, że wreszcie dotarłam tam, dokąd chciałam. Potrzebuję chwili przestoju, dużo twórczości i posiadania mojego starego mózgu heh. We wakacje wyjadę na dwa tygodnie, by odpocząć od tego zgniłego miasta. Mimo wszystko będę tęsknić za tą jedną osobą, za wydarzeniem, na którym nie będę mogła się pojawić. Chyba wyjadę dlatego, żebym nie miała możliwości obrócić swego życia o 360 stopni w dwa tygodnie tak jak zrobiłam to w poprzednim roku. To przerażające w tak krótką chwilę zmienić wszystko, łącznie z miejscem zamieszkania. Nie żałuję tamtego mimo to nie chcę znów przewracać wszystkiego do góry nogami. W kwietniu robię remont pokoju, myślę że to też zmieni moje nastawienie do wszystkiego. Na razie brak chęci na wszystko, choć mam tak wielkie pokłady energii. Co się ze mną dzieje.