Już minął jakiś czas od operacji. Czuję się już dobrze, ale nie wspaniale. Muszę jeszcze trochę poczekać zanim wrócę do formy, ale przynajmniej już mogę normalnie jeść, bez strachu przed bólem.
Od jakiegoś czasu humor praktycznie mi nie towarzyszy... Za dużo myślę/wspominam... Nieustannie, cały czas tęsknię za nią. Mam już powoli serdecznie dość tego kamienia, który dźwigam w sercu - jest zbyt ciężki.
Niedawno otrzymałam pytanie: Jak to jest w tak młodym wieku musieć tak szybko dorosnąć?
Odpowiedziałam, że okropnie? Dlaczego? Wyobraź sobie, że nie jesteś przygotowany na to... W ogóle i nagle BOOM!!! Radź sobie sam. Nikomu tego nie życzę. Czy chciałam tego? Nie. Chciałam być taka jak moi rówieśnicy: Chodzić na imprezy, dobrze się bawić, od czasu do czasu wynieść śmieci, chodzić na zakupy bez myśli w głowie, że jeśli wydam zbyt wiele jutro nie będę miała co jeść...
Jednak w tym wszystkim jest choć to na prawdę dziwne wielki plus. Gorzej już raczej nie będzie. Mogę powiedzieć, że jestem silna psychicznie - przetrwałam to, przetrwam już wszystko. Gdyby ktoś zapytał mnie jeszcze pół roku temu jak wygląda moja psychika, porównałabym ją do rozszarpanej kartki papieru, dziś już mogę ją porównać do stali. Przeżycia umacniają człowieka, im mocniejsze, im bardziej człowiek się załamie, tym później (oczywiście jeśli zdoła wstać) będzie silniejszy.
Na koniec... Chciałabym podziękować za zadbanie o grób mamy. Cieszy mnie to, że tak pięknie na Wszystkich Świętych wyglądał. Mama na pewno była zadowolona.