"Męczy mnie cholernie ta nieustanna walka z samą sobą. Zrób tak- tak nie rób, tego nie wolno- jednak muszę, bo jestem za chuda- nie, jesteś za gruba, przytyj- nie tyj, tłustego nie możesz- powinnaś, zjedz coś, przecież jesteś głodna- nie jedz, dziś przesadziłaś z jedzeniem, czy mogę kawałek ciasta? tak- nie. Wiem, że trudno to pojąć. Trudno, bo nawet ja nie nadążam za głową i tym, co w niej siedzi. Pasożyt zjada mi ciało, zjada duszę, zabiera wszystko. ONA chce zobaczyć 0, ja chcę zobaczyć 50. I tak się kłócimy, nie możemy dojść do porozumienia. Ostatnio często się z NIĄ kłócę. Czasami wygrywam, zjadam dzielnie nawet ser, dodaję pół butelki ketchupu. Masła nadal się boję. Kompromis- jest ser, nie ma masła.
Dzisiejsza waga: równe 42kg. 6kg przede mną. Jak ja to zrobię? Nie wiem. To nie takie łatwe jak się wszystkim wydaje. To nie po prostu jedzenie pizzy, frytek i hamburgerów. To ciągła walka ze swoimi słabościami, walka o to, bym się nie załamała i nie poddała się JEJ. Nie będę jadła pizzy, frytek i hamburgerów. Będę jadła zdrowo. Tak chcę przytyć. Nie wiem co robić. Nie chcę oszukiwać siebie samej. A chyba tak jest. Jutro kolejne ważenie, zobaczymy co przyniesie dzień. 12.00- psycholog. Nawet nie wiem co mam myśleć na ten temat, póki co nic się nie zmienia w psychice, ale tłumaczę sobie to tak, że na wszystko potrzeba czasu.
Znikaj!"
kartki pamiętnika.
To był najgorszy rok w moim życiu.