Cytując klasyka Evsona; Już tylko cud może uratować moje studia.
Grunt to wpierdolić się komuś w życie z buciorami i po tchórzowsku spierdzielić wtedy, kiedy akurat najbardziej jest potrzebne wsparcie. Przy okazji rozsypując resztę tak misternie układanego przez lata życia.
Swoją drogą fajnie wychodzi się z egzaminu ze świadomością: jest! w końcu mi coś dobrze poszło! będzie 4 albo 4,5 i dowiedzieć się tydzień później, że się ma trepa na wynikach :/ (łabędzia, pałę czy jak kto chce tam nazwać).
Wszystko mnie wkurwia, Dziękuję za uwagę.